Satsugai
Wiedziała, że znów się za nią
modlił. Słyszała krzyki kobiety w pokoju obok. Jakby była obdzierana ze skory.
A może rzeczywiście była?
Targało nią
poczucie winy.
Przecież to on to robi, nie ja – powtarzała
w myślach.
Prawdopodobnie
modlitwa do Jashina rozwiązałaby wiele jej problemów. Może nie na długo, ale
gdyby modliła się regularnie, i regularnie składała ofiary, zapewne otrzymałaby
to, czego chciała. Pokusa była ogromna. Przeklinała siebie za to, że chciała to
zrobić.
- Błagam!
Wypuść mnie! Przestań! – krzyki i płacz nie miały końca.
Zakryła głowę
poduszką. Chciała zapomnieć, jak najprędzej. No i nie chciała tego słuchać.
Wiedziała, że
ojciec ją kocha. I wiedziała, że dzisiaj modli się za nią. W sumie… Zazwyczaj
modlił się za nią. Choć dzisiaj w szczególności. W końcu była nierozsądna. Przecież
wiedziała, że nie może się głodzić, nawet pomimo obrzydzenia, jakie wywołuje w
niej to, czym jest. Nawet, jeżeli tak naprawdę nie chce tego i czuje, że robi źle.
Że jest zła. Naprawdę zła.
Gdy spytała o
to Hidana, ten stwierdził, że postrzeganie dobra i zła to kwestia sporna i
świat na niej nie polega. Jej ojciec uważał, że wszystko podlega jednej
zasadzie – bellum omnia contra omnes – walce wszystkich ze wszystkimi.
Ten, który jest lepiej usytuowany biologicznie, przetrwa. Tylko drapieżnicy
mogą przeżyć, bo na świecie nie ma wygranych.
Gdy kobieta za
ścianą krzyknęła po raz ostatni powiedziała do siebie:
- Na świecie
nie ma wygranych.
Ta zasada
trzymała ją przy życiu. Skoro nie mogła wygrać szczęścia, to nie mogła go
przecież przegrać, nieprawdaż?
W domu zapadła
cisza.
Kolejna bania.
Gaara westchnął i odłożył test z matematyki, byleby już nie musieć go oglądać.
- Panie Sabaku
– zwrócił się do niego nauczyciel, na co przeklął w myślach. – Proszę przekazać
panu Uzumakiemu, że również nie zaliczył. Jeszcze raz i was obleję – pogroził.
Gaara popatrzył
na surową minę staruszka, przełknął ślinę i pokiwał głową. Wiedział że z nim
lepiej nie zadzierać.
- Rozumiem,
Sarutobi-sensei – powiedział, lekko się kłaniając.
Hiruzen
Sarutobi był jedynym nauczycielem w tej przeklętej szkole, który wzbudzał jego
szacunek. Choć był już tak stary, że ledwo trzymał się na nogach, uczył w
najgorszym liceum w Tokio, a jednak nie zaniedbywał swoich obowiązków. Zawsze
punktualny, przeprowadzał skrupulatnie każdą lekcję i był przy tym dość miły.
Dopóki oczywiście się go słuchało i dostawało w miarę dobre oceny. A Gaara
niestety zasłużył sobie na to, by wobec niego był surowy. Zresztą, Naruto tak
samo, jeżeli nie bardziej.
Po szkole
spotkał się z blondynem w domu Kiby. W zadymionym pomieszczeniu oprócz nich
siedzieli jeszcze Kotetsu, Sakura, Ino i jakiś chłopak, którego Gaara jeszcze
nie widział. Ten od razu wyszczerzył się do niego, na co uniósł zdziwiony brwi.
Większość osób się go bała. Nie lubiła, gdy był w pobliżu. Prawdopodobnie
wpływał na to jego wygląd i postawa – nie podchodź, bo będzie z tobą naprawdę,
bardzo źle.
- Jestem Sai –
szatyn przedstawił się wyciągając w jego stronę chudą dłoń, trzepocząc przy tym
zalotnie rzęsami, jak baba.
Gdyby nie to,
że chłopak był już nieźle wstawiony, zapewne miałby teraz wybite zęby. Gaara
nie mógł uwierzyć, że podrywa go pedał. Przecież nie wyglądał na zainteresowanego.
Nie był ciotą, nie nosił ciotowatych ubrań i nie wykonywał do cholery,
ciotowatych ruchów! Aż coś się w nim zagotowało.
Wziął skręta
od Kiby i usiadł jak najdalej od Saia, obok Ino. Ta zaczęła nawijać o tym, że
poznała go, gdy malował jakiś obraz w parku, że jest artystą i… Patrzyła na niego
jak na gorący kawałek mięsa. Szkoda, że była taka głupia, by nie zauważyć, że
faceta nie interesują jej wylewające się z sukienki cycki, a raczej to, co on
sam ma w spodniach.
Chłopak
westchnął i zaciągnął się mocno skrętem.
Byle zapomnieć – z tym postanowieniem
miał zamiar spędzić resztę imprezy.
Zmywała krew z
podłogi, gdy Hidan pozbywał się ciała. Wściekle tarła panele. Tym razem
cholernie nabrudził. Krew była dosłownie wszędzie. Zdążyła pozbyć się jej już z
mebli, ale nie ruszała jeszcze ścian. Prawdopodobnie trzeba będzie je
przemalować. Z niesmakiem spojrzała w bok, zdołał nawet uświnić własne łóżko.
Przeklęła siarczyście.
Zupełnie nie
wiedziała, co z nim zrobić. Jej ojciec najwidoczniej stwierdził, że musi się
przyłożyć do modlitwy, bo zazwyczaj tylko podłoga cierpiała. Wtedy przynajmniej
miała mniej roboty. No i bardziej spokojne noce – mniej krzyków. Ta kobieta
wyjątkowo długo się darła. Niby jej współczuła, jednak gdzieś na dnie
świadomości miała ją gdzieś. W każdym bądź razie Hidan dawno tak nie zabalował.
Zawsze starał się nie nabrudzić, jeżeli zabijał w domu.
Tym razem całe
pomieszczenie wręcz tonęło w krwi.
- Jashin w
końcu lubi czerwony – rzuciła do siebie.
Poprawiła
ogromny kok, który ledwo utrzymywał jej włosy. Kilka białych kosmyków i tak
szurało po podłodze. Jedynym plusem z tego, że krew już zaschła, było to, że
nie musiała już kolejny raz ich myć. Niestety minusów było więcej – ciężej było
ją zetrzeć.
Hidan
uwielbiał jej włosy. Gdy była mała nigdy ich nie ścinał, dlatego urosły takie
długie. Obecnie ojciec zabrania jej nawet chodzić do fryzjera. Sam zajmuje się
podcinaniem końcówek córki. O dziwo, jest to chyba jedna z nielicznych rzeczy,
które dobrze mu idą. No… Po za zabijaniem.
Powinien zostać fryzjerem, a nie biznesmenem
– pomyślała. – Morderca-biznesmen, czy
fryzier-morderca, w sumie bez różnicy.
Wykręciła
szmatę. Woda w wiaderku była już całkowicie czerwona. Przejrzała się w niej.
Nadal była blada i chuda, choć już nie aż tak, jak wcześniej. Wyglądała nieco zdrowiej,
przynajmniej jak na jej standardy. Musiała utrzymać ten stan i wiedziała, jaką
cenę przyjdzie jej za to zapłacić. Już czuła wyrzuty sumienia ściskające ją za
gardło, winę palącą żyły.
Westchnęła
przeciągle i poszła do łazienki wymienić wodę.
Gaara rzygał
zwinięty w pół, obejmując śmierdzący sedes. Wypił nieco za dużo, i za dużo też
ćpał. Na szczęście był piątek. Żadnej szkoły następnego dnia.
Wyszedł z
imprezy po pierwszej. Czekała go długa wędrówka z buta do domu, bo nie wziął ze
sobą motoru, chociaż i tak nie byłby w stanie prowadzić.
Przechodząc
koło cmentarza zauważył wysokiego, postawnego mężczyznę o siwych włosach, który
pogwizdywał wesoło. Ten gdy go spostrzegł, zatrzymał się i uśmiechnął. Pomachał
mu. Gaara zdziwiony wybełkotał coś pod nosem i uniósł swoją dłoń. Właśnie wtedy
potknął się o własne nogi i upadł. Doszedł go jedynie śmiech i chyba, coś w
rodzaju zadowolonego:
- Ach… Ta
dzisiejsza młodzież!
Kiedy wstał,
mężczyzny już nie było.
Pijany ledwo
wrócił do domu. Tym razem, zajęło mu to trzy kwadranse, choć na trzeźwo wystarczyłby
zaledwie jeden. Wyglądał jak ostatnia porażka życiowa, po drodze zdołał nawet
zgubić jednego buta.
Yashamaru
czekał na niego w malutkim przedpokoju, któremu zdecydowanie przydałby się
remont, zresztą, jak całemu mieszkaniu.
- Znów się
naćpałeś i schlałeś – powiedział z wyrzutem, chociaż nie aż tak surowo, jak zamierzał,
był na to zbyt zmęczony.
Gaara tylko
zatoczył się i oparł o ścianę. Pomieszczenie wirowało mu przed oczami.
Jego opiekun
spojrzał na niego udręczonym wzrokiem i pokręcił głową zmartwiony. W końcu
rozkazał:
- Rozbierz się
– i zniknął w swoim pokoju.
Nawet
Yashamaru przestał już w niego wierzyć. Po za tym, miał swoje problemy na
głowie. Jak każdy.
- I jak,
kochana? – spytał Hidan wchodząc do swojego pokoju.
Dziewczyna podniosła
na niego swój szkarłatny wzrok, ale po chwili wróciła do szorowania kanapy. Nie
chciała na niego patrzeć. Nie po tym, co zrobił. Znów. Tak na to patrząc, była
hipokrytką. Przecież i ona zabijała.
-
Następnym razem bardziej uważaj – powiedziała zła, trąc materiał z całych sił.
- No… Ładny
pokaz dałem wczoraj, co? Jashin na pewno był zadowolony.
Prychnęła na
to i rzuciła w niego gąbką. Zdziwiony złapał ją, a piana bryzgnęła mu w twarz.
- Skoro jesteś
tak zadowolony, to sam sprzątaj – warknęła na niego i wyszła z pomieszczenia kipiąc
wściekłością.
- Ale…
Kochanie! To było dla ciebie przecież! – zawołał za nią Hidan. – Przecież wiesz
jak nienawidzę sprzątać! No błagam cię!
Niestety nie
wróciła. Był skazany na usunięcie reszty bałaganu sam.
Obudził się z
potwornym kacem. Ledwo zwlekł się z łóżka i doczłapał do łazienki. Zgrabnie
niczym słoń, władował się do kabiny, zasłonił starą zasłonkę w kolorowe kropki
i widząc czarną pleśń na ścianie dookoła kurków, prawie się porzygał. Odkręcił
zimną wodę i wziął wąż. Słuchawki już od dawna nie mieli. Rozwaliła się pół
roku wcześniej i do tej pory nie została wymieniona. Bo po co? Woda leciała?
Leciała. Więc czym tu się przejmować?
Umył się
uważając, by przypadkiem nie dotknąć sczerniałej ściany, którą zżerał jakiś
grzyb. Odpadała od niej wyblakła, szara farba, niegdyś prawdopodobnie biała. Już
nie pamiętał.
Gdy zobaczył
swoje odbicie w lustrze, skrzywił się. Podkrążone, przekrwione oczy na tle
bladej twarzy i wściekle czerwonych włosów, nie dawały zbyt dobrego efektu.
Gaara nie dziwił się, że żadna dziewczyna go nie chciała. Z paroma się
przespał, zazwyczaj gdy były już tak uchlane bądź naćpane, że ledwo
kontaktowały i było im w sumie wszystko jedno. Jednak z żadną z nich nie
powtórzył tego wyczynu. O chodzeniu z którąś nie wspomniawszy.
Czerwony znak
łypał na niego krzywo, gdy przechylił głowę. Zaklął w myślach i przemył twarz
postanawiając, że zapuści grzywkę tak, by go zakrywała.
Yashamaru
zostawił mu nawet śniadanie, stwierdził zdziwiony, gdy zobaczył dwie kromki
chleba z szynką leżące na blacie. Niezbyt wyszukane, ale dość miłe. Zaparzył
sobie kubek jakiejś taniej herbaty i zjadł śniadanie, zabijając kaca.
Gaara nie
zamierzał wychodzić przez cały dzień, aż do kolejnej imprezy. Usiadł więc do
książek. Jednak gdy otworzył matematykę i przeczytał kilka zadań stwierdził, że
to i tak nie ma sensu. Mimo dobrych chęci stanęło na tym, że całe popołudnie
słuchał Slayera ze swojej rozpadającej się MP3. Przynajmniej działała, mimo, że
miała już swoje lata. Ukradł ją z jakiejś wystawy, na szczęście ochrona się nie
połapała. Jego kumpel zgrywał mu na nią utwory, w końcu Gaara nie miał
komputera.
Po szesnastej
przysnął na trochę. Jihad Slayera zadziałał na niego jak jakaś pieprzona
kołysanka. Śnił o tamtej białowłosej dziewczynie, leżącej na chodniku. Tym
razem nigdzie nie było krwi, a ona raczej przypominała anioła niż trupa.
Hidan patrzył
na nią surowym wzrokiem. Był niezadowolony.
- Wystarczy
jedna modlitwa, a od razu poczujesz się lepiej, nawet nie będziesz musiała
polować – warknął.
Zwęziła swoje
czerwone oczy w dwie szparki zirytowana. Popatrzyła na zegarek, wskazywał pięć
minut po dwudziestej. Przeniosła wzrok na nieprzytomnego blondyna,
prawdopodobnie w jej wieku, leżącego na kanapie w salonie.
- Skąd go w
ogóle wytrzasnąłeś?
Jej ojciec
uniósł brwi i zrobił zdziwioną minę. Na chwilę złość wyparowała z jego twarzy.
- Jak to skąd?
To jakiś ćpun. Wracał po nocy z imprezy. To margines społeczeństwa. Nikt nawet
się nie zorientuje, że zniknie. I nie będą po nim płakać, ani go szukać. To
wygodne – raczej smutne, zakołatało w
głowie dziewczynie.
- I co
zrobiłeś?
- Ogłuszyłem
go – wzruszył ramionami, jakby była to najzwyklejsza na świecie rzecz. –
Powinnaś złożyć go w ofierze – namawiał. – Sam ci go podstawiłem, jak na tacy.
Przeklęła się
w myślach za to, że właśnie zaczęła rozważać tę propozycję.
Zła na samą
siebie, spojrzała Ridanowi głęboko w oczy. Nie zauważyła w nich nic oprócz
reprymendy. Zdenerwowała ją to. Nie była już dzieckiem - mogła sama decydować i
mogła sama wybierać.
- Gdzie była
ta impreza? – spytała drżąc ze złości.
Zauważyła
wahanie na twarzy ojca.
- Kocha…
- Gdzie?
Po uległym
spojrzeniu wiedziała już, że wygrała. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy zrezygnowany
mężczyzna podał jej adres. Właśnie ten moment wybrał sobie chłopak leżący na
kanapie, by powrócić z krainy nieświadomości. Jęknął i pomału otworzył oczy.
Parę razy zamrugał, ponieważ obraz był rozmazany.
- Wyjdź stąd –
powiedziała stanowczo.
- Ale…
- Wyjdź! –
warknęła nisko, niczym drapieżnik szykujący się do skoku na swoją ofiarę.
Zdezorientowany
i niezadowolony Hidan, kiwnął głową i skierował się do swojego pokoju, mrucząc
jeszcze coś pod nosem. Dziewczyna wychwyciła parę uwag dotyczących ignorancji
religijnej młodzieży.
- Gdzie ja
jestem? – Głos chłopaka był niewyraźny, trochę seplenił.
Całą swoją
uwagę skupiła na nim. Miał ogromne, niebieskie oczy, a jego włosy przypominały
obecnie jeden wielki kołtun. Znów popatrzyła w jego tęczówki. Znała już kogoś z
podobnymi.
- Kim jesteś?
Dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Przypominasz
mi kogoś – powiedziała obojętnie.
-
Kogo?
- Nieważne –
ucięła temat. – Mój ojciec cię tu przyniósł z samego rana. Wracałeś z jakiejś
imprezy, uderzyłeś się w coś i upadłeś. Odprowadzę cię pod dom z którego
wracałeś, żeby upewnić się, że nic ci nie jest.
Tak naprawdę,
to chciała upewnić się, że Hidan nic mu nie zrobi, ale stwierdziła, że
nieznajomy nie musi o tym wiedzieć.
Blondyn zrobił
dość głupią minę. Zdawało jej się, że intensywnie myślał. W końcu wykrzywił
twarz w grymasie bólu. Dotknął dłonią tyłu głowy i wymacał sporego siniaka.
Doszedł do wniosku, że rzeczywiście musiał nieźle w coś przywalić. Tak, jak
zasugerowała dziewczyna. Te spojrzenie nie pozwoliłoby mu nigdy zwątpić.
- Nie musisz
mnie odprowadzać – powiedział i spróbował wstać.
Zachwiał się,
gdy świat zawirował mu przed oczami. Dziewczyna podtrzymała go.
- Nie muszę? –
spytała przekornie. – Nie, żebyś sam sobie miał nie dać rady.
- No dobra…
Naruto jestem, a ty?
Zignorowała
jego pytanie. Czym dłużej to przeciągała tym gorzej. Hidanowi mogło się coś
odwidzieć i mógł wyjść ze swojego pokoju, albo co gorzej – jej mogło się
odwidzieć. Wtedy chłopak by za długo nie pożył. Skończyłby albo jako przekąska,
albo jako ofiara dla Jashina.
- Chodźmy już
– rzuciła.
Gaara obudził
się po dwudziestej i przeklął w myślach. Miał być u Kiby godzinę temu. Jego
żołądek domagał się jednak posiłku, więc wpadł do kuchni. Całe szczęście, że
Yashamaru uzupełnił braki w lodówce. Były nawet jajka! Chłopak nie posiadał
zbyt wielkich zdolności kulinarnych, więc padło na jajecznicę. Spaloną, nie
omijając szczegółów.
Po kolacji
wsiadł na swój motor i pojechał do Kiby.
W tym samym
czasie Kiba patrzył zdziwiony to na białowłosą dziewczynę, to na swojego kumpla,
stojących w drzwiach od jego domu. Parę razy zamrugał zszokowany. Zza jego
pleców dochodziła do nich głośna muzyka i jakieś krzyki. Wszyscy bawili się w
najlepsze, w rytmie heavy metalu.
- Czyli…
Mówisz, że Naruto się tak najebał wczoraj, że zarył w coś i twój ojciec musiał
go zataszczyć do waszego domu? – podsumował inteligentnie. – Ja kurwa nie
wierze – zaśmiał się. – Wchodź. W ramach rekompensaty, za zajęcie się tym
idiotą zapraszam na imprezę. Napijesz się z nami.
Już miała
zaprzeczyć, gdy Naruto wepchnął ją do środka z radosnym okrzykiem:
- Pewnie, że idzie!
No to była w
dupie.
- Jesteś
albinoską? – zagadał Kiba.
Kiwnęła
jedynie głową i wzrokiem omiotła pomieszczenie. Dym drażnił jej oczy.
Nienawidziła dymu. Było mało światła, stawiano na ciemność, co jej akurat nie
przeszkadzało. Jej rówieśnicy zrobili sobie małą scenę pośrodku pokoju i
rzucali się na siebie. Wyglądało to jak taniec słoni.
Pogo. Taniec idiotów – pomyślała.
Inni lizali
się po kątach, a nawet, zauważyła z obrzydzeniem, robili trochę więcej. Może i
nie była zbyt pruderyjna, ale mogliby się pohamować, albo po prostu zniknąć za
drzwiami któregoś z pokoi. Gdy zobaczyła, jak jakiś chłopak leży z dziewczyną
na kanapie i rękę trzyma po jej sukienką, miała ochotę zwymiotować swój
wczorajszy posiłek. W szczególności, że i ona trzymała swoją dłoń w jego
spodniach poruszając nią szybko.
- Jak masz na
imię? – kolejne pytanie padło z ust gospodarza, który zaczynał ją pomału
irytować.
- Przecież
nawet nie chcesz wiedzieć – gdy to mówiła, spojrzała mu głęboko w oczy.
Kiba nawet
przez chwilę się nie zawachał, wzruszył ramionami i stwierdził:
- Rzeczywiście
– i odszedł, do jakiejś grupki siedzącej pod oknem, która chyba coś ćpała.
Nawet nie
spostrzegła kiedy zdecydowała, iż zostanie. Zazwyczaj tego nie robiła. Tym
razem czuła jednak potrzebę, która nakazywała jej pozostać w tym domu. Westchnęła
cicho stwierdzając, że będzie to długa noc.
Zobaczył ją, gdy siedziała w
kącie, próbując pozostać jak najbardziej niezauważalną. Swoje długie włosy
spięła dużą klamrą, unosząc je lekko. Dzięki temu nie sunęły po podłodze.
Dopiero teraz spostrzegł jaka jest malutka. Nie mogła mieć więcej, niż metr
sześćdziesiąt. Tym razem nie wyglądała już tak niezdrowo. W sumie była… Dość
ładna, a nawet bardzo ładna. Choć ubrana w zwykłe jeansy i czarny top, sprawiała
wrażenie jakiejś arystokratycznej damy. Gaara wyrzucił tę myśl z głowy.
Gdy spojrzała
na niego swoim szkarłatnym spojrzeniem jego serce zabiło szybciej. Nie
wiedział, czy to ze strachu, czy z jakiegoś zupełnie innego powodu, którego nie
był w stanie pojąć. Jak zahipnotyzowany, podszedł do niej. Przełknął głośno
ślinę i zdołał wydukać jedynie marne:
- Cześć.
Ta kiwnęła do
niego głową, a jej oczy jakby błysnęły złowieszczo. Patrzyła na niego z taką
uwagą, że Gaara po raz pierwszy w życiu poczuł się naprawdę ważny. Nawet,
jeżeli był to wzrok lwa polującego na zebrę. Przez jedną, głupią chwilę była
tylko ona.
- Jestem Gaara
– spróbował jeszcze raz.
Uśmiechnęła
się ukazując rząd równych, białych zębów, ale nic nie powiedziała. Serce chłopaka
na chwilę zamarło w zdumieniu. Nigdy nie widział uśmiechu tak pociągającego i
niebezpiecznego za razem.
- Spotkaliśmy
się już – mówił dalej, a jego głos drżał. – Przedwczoraj.
Wyraz jej
twarzy się zmienił, jakby odrzuciła wszelkie uczucia. Gaara stąpał po kruchym
lodzie.
- Nie wydaje
mi się – stwierdziła chłodno.
- Ale
pamiętam…
- Nie
pamiętasz – wzrokiem pochłaniała jego oczy. – Nic nie pamiętasz.
Zamrugał
zdziwiony. Wiedział, że o czymś zapomniał. Widział to coś, jak przez mgłę.
Rozbolała go głowa. Przez przypadek dotknął znaku na czole. I zamarł.
- Pamiętam
wszystko – powiedział.
Jej oczy
rozszerzyły się w zdumieniu. Przechyliła zdziwiona głowę, lekko, w prawo. I
patrzyła na niego. W niego. Pożerała go wzrokiem.
- Jak masz na
imię? – spytał drżąc.
Chwilę się
wahała, ale w końcu odparła:
- Satsugai[1].
Ojoj i w końcu się spotkali na imprezie, a ja już się zastanawiałam, jak wykombinujesz ich kolejne spotkanie :"D
OdpowiedzUsuńPowiem, że mi się podoba. Wprowadzasz powoli do głównego wątku :).
A co tam będę Ci sypać komplementami, nie? Przecież wiesz, że mi się podoba :D Inaczej bym nie czytała ^^
Pozdro i weny życzę - często spotykane pożegnanie, więc się z nim podzielę z Tobą :D
Wena weną, powinnam pisać esej na historię, ale na to weny nie ma XD
UsuńTy się tą historią nie przejmuj :D Ja już tydzień o niej słucham od Ciebie i nadal tak mówisz :D. hahahaha
UsuńJak zaliczasz ponad pół semestru to wierz mi... Jest się czym przejmować XD
UsuńInformuję, że nominowałam cię do Liebster Award; http://heroine-in-my-sekai.blogspot.com/p/liebster-avard.html
OdpowiedzUsuń