niedziela, 6 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 1



Satsugai

         Wiedziała, że znów się za nią modlił. Słyszała krzyki kobiety w pokoju obok. Jakby była obdzierana ze skory.
A może rzeczywiście była?
Targało nią poczucie winy.
Przecież to on to robi, nie ja – powtarzała w myślach.
Prawdopodobnie modlitwa do Jashina rozwiązałaby wiele jej problemów. Może nie na długo, ale gdyby modliła się regularnie, i regularnie składała ofiary, zapewne otrzymałaby to, czego chciała. Pokusa była ogromna. Przeklinała siebie za to, że chciała to zrobić.
- Błagam! Wypuść mnie! Przestań! – krzyki i płacz nie miały końca.
Zakryła głowę poduszką. Chciała zapomnieć, jak najprędzej. No i nie chciała tego słuchać.
Wiedziała, że ojciec ją kocha. I wiedziała, że dzisiaj modli się za nią. W sumie… Zazwyczaj modlił się za nią. Choć dzisiaj w szczególności. W końcu była nierozsądna. Przecież wiedziała, że nie może się głodzić, nawet pomimo obrzydzenia, jakie wywołuje w niej to, czym jest. Nawet, jeżeli tak naprawdę nie chce tego i czuje, że robi źle. Że jest zła. Naprawdę zła.
Gdy spytała o to Hidana, ten stwierdził, że postrzeganie dobra i zła to kwestia sporna i świat na niej nie polega. Jej ojciec uważał, że wszystko podlega jednej zasadzie – bellum omnia contra omnes – walce wszystkich ze wszystkimi. Ten, który jest lepiej usytuowany biologicznie, przetrwa. Tylko drapieżnicy mogą przeżyć, bo na świecie nie ma wygranych.
Gdy kobieta za ścianą krzyknęła po raz ostatni powiedziała do siebie:
- Na świecie nie ma wygranych.
Ta zasada trzymała ją przy życiu. Skoro nie mogła wygrać szczęścia, to nie mogła go przecież przegrać, nieprawdaż?
W domu zapadła cisza.


Kolejna bania. Gaara westchnął i odłożył test z matematyki, byleby już nie musieć go oglądać.
- Panie Sabaku – zwrócił się do niego nauczyciel, na co przeklął w myślach. – Proszę przekazać panu Uzumakiemu, że również nie zaliczył. Jeszcze raz i was obleję – pogroził.
Gaara popatrzył na surową minę staruszka, przełknął ślinę i pokiwał głową. Wiedział że z nim lepiej nie zadzierać.
- Rozumiem, Sarutobi-sensei – powiedział, lekko się kłaniając.
Hiruzen Sarutobi był jedynym nauczycielem w tej przeklętej szkole, który wzbudzał jego szacunek. Choć był już tak stary, że ledwo trzymał się na nogach, uczył w najgorszym liceum w Tokio, a jednak nie zaniedbywał swoich obowiązków. Zawsze punktualny, przeprowadzał skrupulatnie każdą lekcję i był przy tym dość miły. Dopóki oczywiście się go słuchało i dostawało w miarę dobre oceny. A Gaara niestety zasłużył sobie na to, by wobec niego był surowy. Zresztą, Naruto tak samo, jeżeli nie bardziej.
Po szkole spotkał się z blondynem w domu Kiby. W zadymionym pomieszczeniu oprócz nich siedzieli jeszcze Kotetsu, Sakura, Ino i jakiś chłopak, którego Gaara jeszcze nie widział. Ten od razu wyszczerzył się do niego, na co uniósł zdziwiony brwi. Większość osób się go bała. Nie lubiła, gdy był w pobliżu. Prawdopodobnie wpływał na to jego wygląd i postawa – nie podchodź, bo będzie z tobą naprawdę, bardzo źle.
- Jestem Sai – szatyn przedstawił się wyciągając w jego stronę chudą dłoń, trzepocząc przy tym zalotnie rzęsami, jak baba.
Gdyby nie to, że chłopak był już nieźle wstawiony, zapewne miałby teraz wybite zęby. Gaara nie mógł uwierzyć, że podrywa go pedał. Przecież nie wyglądał na zainteresowanego. Nie był ciotą, nie nosił ciotowatych ubrań i nie wykonywał do cholery, ciotowatych ruchów! Aż coś się w nim zagotowało.
Wziął skręta od Kiby i usiadł jak najdalej od Saia, obok Ino. Ta zaczęła nawijać o tym, że poznała go, gdy malował jakiś obraz w parku, że jest artystą i… Patrzyła na niego jak na gorący kawałek mięsa. Szkoda, że była taka głupia, by nie zauważyć, że faceta nie interesują jej wylewające się z sukienki cycki, a raczej to, co on sam ma w spodniach.
Chłopak westchnął i zaciągnął się mocno skrętem.
Byle zapomnieć – z tym postanowieniem miał zamiar spędzić resztę imprezy.


Zmywała krew z podłogi, gdy Hidan pozbywał się ciała. Wściekle tarła panele. Tym razem cholernie nabrudził. Krew była dosłownie wszędzie. Zdążyła pozbyć się jej już z mebli, ale nie ruszała jeszcze ścian. Prawdopodobnie trzeba będzie je przemalować. Z niesmakiem spojrzała w bok, zdołał nawet uświnić własne łóżko. Przeklęła siarczyście.
Zupełnie nie wiedziała, co z nim zrobić. Jej ojciec najwidoczniej stwierdził, że musi się przyłożyć do modlitwy, bo zazwyczaj tylko podłoga cierpiała. Wtedy przynajmniej miała mniej roboty. No i bardziej spokojne noce – mniej krzyków. Ta kobieta wyjątkowo długo się darła. Niby jej współczuła, jednak gdzieś na dnie świadomości miała ją gdzieś. W każdym bądź razie Hidan dawno tak nie zabalował. Zawsze starał się nie nabrudzić, jeżeli zabijał w domu.
Tym razem całe pomieszczenie wręcz tonęło w krwi.
- Jashin w końcu lubi czerwony – rzuciła do siebie.
Poprawiła ogromny kok, który ledwo utrzymywał jej włosy. Kilka białych kosmyków i tak szurało po podłodze. Jedynym plusem z tego, że krew już zaschła, było to, że nie musiała już kolejny raz ich myć. Niestety minusów było więcej – ciężej było ją zetrzeć.
Hidan uwielbiał jej włosy. Gdy była mała nigdy ich nie ścinał, dlatego urosły takie długie. Obecnie ojciec zabrania jej nawet chodzić do fryzjera. Sam zajmuje się podcinaniem końcówek córki. O dziwo, jest to chyba jedna z nielicznych rzeczy, które dobrze mu idą. No… Po za zabijaniem.
Powinien zostać fryzjerem, a nie biznesmenem – pomyślała. – Morderca-biznesmen, czy fryzier-morderca, w sumie bez różnicy.
Wykręciła szmatę. Woda w wiaderku była już całkowicie czerwona. Przejrzała się w niej. Nadal była blada i chuda, choć już nie aż tak, jak wcześniej. Wyglądała nieco zdrowiej, przynajmniej jak na jej standardy. Musiała utrzymać ten stan i wiedziała, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić. Już czuła wyrzuty sumienia ściskające ją za gardło, winę palącą żyły.
Westchnęła przeciągle i poszła do łazienki wymienić wodę.


Gaara rzygał zwinięty w pół, obejmując śmierdzący sedes. Wypił nieco za dużo, i za dużo też ćpał. Na szczęście był piątek. Żadnej szkoły następnego dnia.
Wyszedł z imprezy po pierwszej. Czekała go długa wędrówka z buta do domu, bo nie wziął ze sobą motoru, chociaż i tak nie byłby w stanie prowadzić.
Przechodząc koło cmentarza zauważył wysokiego, postawnego mężczyznę o siwych włosach, który pogwizdywał wesoło. Ten gdy go spostrzegł, zatrzymał się i uśmiechnął. Pomachał mu. Gaara zdziwiony wybełkotał coś pod nosem i uniósł swoją dłoń. Właśnie wtedy potknął się o własne nogi i upadł. Doszedł go jedynie śmiech i chyba, coś w rodzaju zadowolonego:
- Ach… Ta dzisiejsza młodzież!
Kiedy wstał, mężczyzny już nie było.
Pijany ledwo wrócił do domu. Tym razem, zajęło mu to trzy kwadranse, choć na trzeźwo wystarczyłby zaledwie jeden. Wyglądał jak ostatnia porażka życiowa, po drodze zdołał nawet zgubić jednego buta.
Yashamaru czekał na niego w malutkim przedpokoju, któremu zdecydowanie przydałby się remont, zresztą, jak całemu mieszkaniu.
- Znów się naćpałeś i schlałeś – powiedział z wyrzutem, chociaż nie aż tak surowo, jak zamierzał, był na to zbyt zmęczony.
Gaara tylko zatoczył się i oparł o ścianę. Pomieszczenie wirowało mu przed oczami.
Jego opiekun spojrzał na niego udręczonym wzrokiem i pokręcił głową zmartwiony. W końcu rozkazał:
- Rozbierz się – i zniknął w swoim pokoju.
Nawet Yashamaru przestał już w niego wierzyć. Po za tym, miał swoje problemy na głowie. Jak każdy.


- I jak, kochana? – spytał Hidan wchodząc do swojego pokoju.
Dziewczyna podniosła na niego swój szkarłatny wzrok, ale po chwili wróciła do szorowania kanapy. Nie chciała na niego patrzeć. Nie po tym, co zrobił. Znów. Tak na to patrząc, była hipokrytką. Przecież i ona zabijała. 
- Następnym razem bardziej uważaj – powiedziała zła, trąc materiał z całych sił.
- No… Ładny pokaz dałem wczoraj, co? Jashin na pewno był zadowolony.
Prychnęła na to i rzuciła w niego gąbką. Zdziwiony złapał ją, a piana bryzgnęła mu w twarz.
- Skoro jesteś tak zadowolony, to sam sprzątaj – warknęła na niego i wyszła z pomieszczenia kipiąc wściekłością.
- Ale… Kochanie! To było dla ciebie przecież! – zawołał za nią Hidan. – Przecież wiesz jak nienawidzę sprzątać! No błagam cię!
Niestety nie wróciła. Był skazany na usunięcie reszty bałaganu sam.


Obudził się z potwornym kacem. Ledwo zwlekł się z łóżka i doczłapał do łazienki. Zgrabnie niczym słoń, władował się do kabiny, zasłonił starą zasłonkę w kolorowe kropki i widząc czarną pleśń na ścianie dookoła kurków, prawie się porzygał. Odkręcił zimną wodę i wziął wąż. Słuchawki już od dawna nie mieli. Rozwaliła się pół roku wcześniej i do tej pory nie została wymieniona. Bo po co? Woda leciała? Leciała. Więc czym tu się przejmować?
Umył się uważając, by przypadkiem nie dotknąć sczerniałej ściany, którą zżerał jakiś grzyb. Odpadała od niej wyblakła, szara farba, niegdyś prawdopodobnie biała. Już nie pamiętał.
Gdy zobaczył swoje odbicie w lustrze, skrzywił się. Podkrążone, przekrwione oczy na tle bladej twarzy i wściekle czerwonych włosów, nie dawały zbyt dobrego efektu. Gaara nie dziwił się, że żadna dziewczyna go nie chciała. Z paroma się przespał, zazwyczaj gdy były już tak uchlane bądź naćpane, że ledwo kontaktowały i było im w sumie wszystko jedno. Jednak z żadną z nich nie powtórzył tego wyczynu. O chodzeniu z którąś nie wspomniawszy.
Czerwony znak łypał na niego krzywo, gdy przechylił głowę. Zaklął w myślach i przemył twarz postanawiając, że zapuści grzywkę tak, by go zakrywała.
Yashamaru zostawił mu nawet śniadanie, stwierdził zdziwiony, gdy zobaczył dwie kromki chleba z szynką leżące na blacie. Niezbyt wyszukane, ale dość miłe. Zaparzył sobie kubek jakiejś taniej herbaty i zjadł śniadanie, zabijając kaca.
Gaara nie zamierzał wychodzić przez cały dzień, aż do kolejnej imprezy. Usiadł więc do książek. Jednak gdy otworzył matematykę i przeczytał kilka zadań stwierdził, że to i tak nie ma sensu. Mimo dobrych chęci stanęło na tym, że całe popołudnie słuchał Slayera ze swojej rozpadającej się MP3. Przynajmniej działała, mimo, że miała już swoje lata. Ukradł ją z jakiejś wystawy, na szczęście ochrona się nie połapała. Jego kumpel zgrywał mu na nią utwory, w końcu Gaara nie miał komputera.
Po szesnastej przysnął na trochę. Jihad Slayera zadziałał na niego jak jakaś pieprzona kołysanka. Śnił o tamtej białowłosej dziewczynie, leżącej na chodniku. Tym razem nigdzie nie było krwi, a ona raczej przypominała anioła niż trupa.


Hidan patrzył na nią surowym wzrokiem. Był niezadowolony.
- Wystarczy jedna modlitwa, a od razu poczujesz się lepiej, nawet nie będziesz musiała polować – warknął.
Zwęziła swoje czerwone oczy w dwie szparki zirytowana. Popatrzyła na zegarek, wskazywał pięć minut po dwudziestej. Przeniosła wzrok na nieprzytomnego blondyna, prawdopodobnie w jej wieku, leżącego na kanapie w salonie.
- Skąd go w ogóle wytrzasnąłeś?
Jej ojciec uniósł brwi i zrobił zdziwioną minę. Na chwilę złość wyparowała z jego twarzy.
- Jak to skąd? To jakiś ćpun. Wracał po nocy z imprezy. To margines społeczeństwa. Nikt nawet się nie zorientuje, że zniknie. I nie będą po nim płakać, ani go szukać. To wygodne – raczej smutne, zakołatało w głowie dziewczynie.
- I co zrobiłeś?
- Ogłuszyłem go – wzruszył ramionami, jakby była to najzwyklejsza na świecie rzecz. – Powinnaś złożyć go w ofierze – namawiał. – Sam ci go podstawiłem, jak na tacy.
Przeklęła się w myślach za to, że właśnie zaczęła rozważać tę propozycję.
Zła na samą siebie, spojrzała Ridanowi głęboko w oczy. Nie zauważyła w nich nic oprócz reprymendy. Zdenerwowała ją to. Nie była już dzieckiem - mogła sama decydować i mogła sama wybierać.
- Gdzie była ta impreza? – spytała drżąc ze złości.
Zauważyła wahanie na twarzy ojca.
- Kocha…
- Gdzie?
Po uległym spojrzeniu wiedziała już, że wygrała. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy zrezygnowany mężczyzna podał jej adres. Właśnie ten moment wybrał sobie chłopak leżący na kanapie, by powrócić z krainy nieświadomości. Jęknął i pomału otworzył oczy. Parę razy zamrugał, ponieważ obraz był rozmazany.
- Wyjdź stąd – powiedziała stanowczo.
- Ale…
- Wyjdź! – warknęła nisko, niczym drapieżnik szykujący się do skoku na swoją ofiarę.
Zdezorientowany i niezadowolony Hidan, kiwnął głową i skierował się do swojego pokoju, mrucząc jeszcze coś pod nosem. Dziewczyna wychwyciła parę uwag dotyczących ignorancji religijnej młodzieży.
- Gdzie ja jestem? – Głos chłopaka był niewyraźny, trochę seplenił.
Całą swoją uwagę skupiła na nim. Miał ogromne, niebieskie oczy, a jego włosy przypominały obecnie jeden wielki kołtun. Znów popatrzyła w jego tęczówki. Znała już kogoś z podobnymi.
- Kim jesteś? Dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Przypominasz mi kogoś – powiedziała obojętnie.
        - Kogo?
- Nieważne – ucięła temat. – Mój ojciec cię tu przyniósł z samego rana. Wracałeś z jakiejś imprezy, uderzyłeś się w coś i upadłeś. Odprowadzę cię pod dom z którego wracałeś, żeby upewnić się, że nic ci nie jest.
Tak naprawdę, to chciała upewnić się, że Hidan nic mu nie zrobi, ale stwierdziła, że nieznajomy nie musi o tym wiedzieć.
Blondyn zrobił dość głupią minę. Zdawało jej się, że intensywnie myślał. W końcu wykrzywił twarz w grymasie bólu. Dotknął dłonią tyłu głowy i wymacał sporego siniaka. Doszedł do wniosku, że rzeczywiście musiał nieźle w coś przywalić. Tak, jak zasugerowała dziewczyna. Te spojrzenie nie pozwoliłoby mu nigdy zwątpić.
- Nie musisz mnie odprowadzać – powiedział i spróbował wstać.
Zachwiał się, gdy świat zawirował mu przed oczami. Dziewczyna podtrzymała go.
- Nie muszę? – spytała przekornie. – Nie, żebyś sam sobie miał nie dać rady.
- No dobra… Naruto jestem, a ty?
Zignorowała jego pytanie. Czym dłużej to przeciągała tym gorzej. Hidanowi mogło się coś odwidzieć i mógł wyjść ze swojego pokoju, albo co gorzej – jej mogło się odwidzieć. Wtedy chłopak by za długo nie pożył. Skończyłby albo jako przekąska, albo jako ofiara dla Jashina.
- Chodźmy już – rzuciła.


Gaara obudził się po dwudziestej i przeklął w myślach. Miał być u Kiby godzinę temu. Jego żołądek domagał się jednak posiłku, więc wpadł do kuchni. Całe szczęście, że Yashamaru uzupełnił braki w lodówce. Były nawet jajka! Chłopak nie posiadał zbyt wielkich zdolności kulinarnych, więc padło na jajecznicę. Spaloną, nie omijając szczegółów.
Po kolacji wsiadł na swój motor i pojechał do Kiby.


W tym samym czasie Kiba patrzył zdziwiony to na białowłosą dziewczynę, to na swojego kumpla, stojących w drzwiach od jego domu. Parę razy zamrugał zszokowany. Zza jego pleców dochodziła do nich głośna muzyka i jakieś krzyki. Wszyscy bawili się w najlepsze, w rytmie heavy metalu.
- Czyli… Mówisz, że Naruto się tak najebał wczoraj, że zarył w coś i twój ojciec musiał go zataszczyć do waszego domu? – podsumował inteligentnie. – Ja kurwa nie wierze – zaśmiał się. – Wchodź. W ramach rekompensaty, za zajęcie się tym idiotą zapraszam na imprezę. Napijesz się z nami.
Już miała zaprzeczyć, gdy Naruto wepchnął ją do środka z radosnym okrzykiem:
- Pewnie, że idzie!
No to była w dupie.
- Jesteś albinoską? – zagadał Kiba.
Kiwnęła jedynie głową i wzrokiem omiotła pomieszczenie. Dym drażnił jej oczy. Nienawidziła dymu. Było mało światła, stawiano na ciemność, co jej akurat nie przeszkadzało. Jej rówieśnicy zrobili sobie małą scenę pośrodku pokoju i rzucali się na siebie. Wyglądało to jak taniec słoni.
Pogo. Taniec idiotów – pomyślała.
Inni lizali się po kątach, a nawet, zauważyła z obrzydzeniem, robili trochę więcej. Może i nie była zbyt pruderyjna, ale mogliby się pohamować, albo po prostu zniknąć za drzwiami któregoś z pokoi. Gdy zobaczyła, jak jakiś chłopak leży z dziewczyną na kanapie i rękę trzyma po jej sukienką, miała ochotę zwymiotować swój wczorajszy posiłek. W szczególności, że i ona trzymała swoją dłoń w jego spodniach poruszając nią szybko.
- Jak masz na imię? – kolejne pytanie padło z ust gospodarza, który zaczynał ją pomału irytować.
- Przecież nawet nie chcesz wiedzieć – gdy to mówiła, spojrzała mu głęboko w oczy.
Kiba nawet przez chwilę się nie zawachał, wzruszył ramionami i stwierdził:
- Rzeczywiście – i odszedł, do jakiejś grupki siedzącej pod oknem, która chyba coś ćpała.
Nawet nie spostrzegła kiedy zdecydowała, iż zostanie. Zazwyczaj tego nie robiła. Tym razem czuła jednak potrzebę, która nakazywała jej pozostać w tym domu. Westchnęła cicho stwierdzając, że będzie to długa noc.


Zobaczył ją, gdy siedziała w kącie, próbując pozostać jak najbardziej niezauważalną. Swoje długie włosy spięła dużą klamrą, unosząc je lekko. Dzięki temu nie sunęły po podłodze. Dopiero teraz spostrzegł jaka jest malutka. Nie mogła mieć więcej, niż metr sześćdziesiąt. Tym razem nie wyglądała już tak niezdrowo. W sumie była… Dość ładna, a nawet bardzo ładna. Choć ubrana w zwykłe jeansy i czarny top, sprawiała wrażenie jakiejś arystokratycznej damy. Gaara wyrzucił tę myśl z głowy.
Gdy spojrzała na niego swoim szkarłatnym spojrzeniem jego serce zabiło szybciej. Nie wiedział, czy to ze strachu, czy z jakiegoś zupełnie innego powodu, którego nie był w stanie pojąć. Jak zahipnotyzowany, podszedł do niej. Przełknął głośno ślinę i zdołał wydukać jedynie marne:
- Cześć.
Ta kiwnęła do niego głową, a jej oczy jakby błysnęły złowieszczo. Patrzyła na niego z taką uwagą, że Gaara po raz pierwszy w życiu poczuł się naprawdę ważny. Nawet, jeżeli był to wzrok lwa polującego na zebrę. Przez jedną, głupią chwilę była tylko ona.
- Jestem Gaara – spróbował jeszcze raz.
Uśmiechnęła się ukazując rząd równych, białych zębów, ale nic nie powiedziała. Serce chłopaka na chwilę zamarło w zdumieniu. Nigdy nie widział uśmiechu tak pociągającego i niebezpiecznego za razem.
- Spotkaliśmy się już – mówił dalej, a jego głos drżał. – Przedwczoraj.
Wyraz jej twarzy się zmienił, jakby odrzuciła wszelkie uczucia. Gaara stąpał po kruchym lodzie.
- Nie wydaje mi się – stwierdziła chłodno.
- Ale pamiętam…
- Nie pamiętasz – wzrokiem pochłaniała jego oczy. – Nic nie pamiętasz.
Zamrugał zdziwiony. Wiedział, że o czymś zapomniał. Widział to coś, jak przez mgłę. Rozbolała go głowa. Przez przypadek dotknął znaku na czole. I zamarł.
- Pamiętam wszystko – powiedział.
Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Przechyliła zdziwiona głowę, lekko, w prawo. I patrzyła na niego. W niego. Pożerała go wzrokiem.
- Jak masz na imię? – spytał drżąc.
Chwilę się wahała, ale w końcu odparła:
- Satsugai[1].






[1] Mord

5 komentarzy:

  1. Ojoj i w końcu się spotkali na imprezie, a ja już się zastanawiałam, jak wykombinujesz ich kolejne spotkanie :"D
    Powiem, że mi się podoba. Wprowadzasz powoli do głównego wątku :).
    A co tam będę Ci sypać komplementami, nie? Przecież wiesz, że mi się podoba :D Inaczej bym nie czytała ^^

    Pozdro i weny życzę - często spotykane pożegnanie, więc się z nim podzielę z Tobą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wena weną, powinnam pisać esej na historię, ale na to weny nie ma XD

      Usuń
    2. Ty się tą historią nie przejmuj :D Ja już tydzień o niej słucham od Ciebie i nadal tak mówisz :D. hahahaha

      Usuń
    3. Jak zaliczasz ponad pół semestru to wierz mi... Jest się czym przejmować XD

      Usuń
  2. Informuję, że nominowałam cię do Liebster Award; http://heroine-in-my-sekai.blogspot.com/p/liebster-avard.html

    OdpowiedzUsuń