niedziela, 30 marca 2014

PROLOG



Nic nie jest doskonałe. A w szczególności życie.

          Wypuścił ostatniego bucha z ust i zgniótł peta glanem. Ziemia zachrzęściła pod ciężkim butem. Znów narajany, zaczął postrzegać świat w innych barwach. Wszystko wydawało się ostrzejsze, wyraźne, zrozumiałe i łatwe. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy czuł się złudnie szczęśliwy. Dzięki temu mógł zapomnieć i trwać w świecie bez problemów, choć przez chwilę. Ten jeden, piękny moment.
          - Już wracamy tam, do środka, nie Gaara? – spytał nieskładnie Naruto; był uchlany w trzy dupy.
Gaara parsknął na to i spojrzał wyluzowany w niebo. W Tokio nie za często widywał gwiazdy. Przez chwilę zastanawiał się, czy to sprawka narkotyku. Zapewne tak. Malutkie punkciki lśniły na niebie, które przypominało ogromny dywan utkany z tysięcy światełek. Sam kolor nocy był nawet milszy niż zazwyczaj, jakby granatowy, nie czarny.
- Chyba będę się już zbierać – rzucił do blondyna, pochłaniającego kolejną butelkę jakiegoś taniego alkoholu. – Przyjechałem motorem, jak wrócę do środka to później nie dojadę do domu.
Naruto mruknął coś niezadowolony i odszedł. Rano zapewne nie będzie pamiętać tej nocy.
Gaara siedział jeszcze ponad godzinę za klubem. Było mu zimno, ale czekał, aż szczęście zacznie z niego opadać. Niebo wciąż było jaśniejącym koncertem świateł, a to nie wróżyło nic dobrego. Na szczęście - noc dość szybko ściemniała. Gaarę natomiast dopadł okropny ból głowy, gdy jaśniejące punkciki zniknęły z jego wyobraźni. Świat przynajmniej przez chwilę był piękny.
- Życie jest do dupy – stwierdził podnosząc się.
Otrzepał spodnie i wyciągnął komórkę z kieszeni swoich podziurawionych spodni. Stara, czarno-biała Nokia wskazywała na parę minut po 23. Jutro musiał iść do szkoły, tak jak i Naruto, ale blondyn chyba o tym zapomniał. Albo stwierdził, że i tak obleje rok i nie ma nawet po co się starać. W sumie Gaara nie mógł pojąć, jakim cudem on sam miałby zdać, ale chciał przynajmniej spróbować. Nie, żeby nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest marginesem społecznym, wyrzutkiem, tzw. "ciężką młodzieżą". Prawdopodobnie nie dostanie się także na żadne studia, nigdzie go nie zechcą. Wiedział o tym. Ale chyba mógł mieć marzenia?
Odgarnął niesforne kosmyki krwistoczerwonych włosów z czoła i dotknął tatuażu. Mimowolnie zmarszczył brwi. Na ostatniej imprezie był tak uchlany i naćpany, że pozwolił koledze wytatuować sobie na czole znak czegoś, czego nigdy w życiu nie doświadczył – Miłość. Przeklinał siebie za ten wybryk. Kto normalny robi sobie tatuaż na czole? Tylko on, po pijaku i wciągnięciu kilku krech.
Zaparkował ulicę dalej, więc czekał go krótki spacerek. Przetarł zmarznięte palce i ruszył do swojego motoru, wyglądającego raczej na kupę złomu niż pojazd. Gaara sam go stworzył – z odpadków jakie znalazł. Przypominał mu samego siebie - zlepiony z części, których nikt już nie chciał. Może dlatego tak go lubił.

Tyk… Tyk… Tyk…
Była wściekła, głodna i wycieńczona. Ledwo szła, a palenie w gardle przyprawiało ją o mdłości.
Tyk... Tyk… Tyk…
Szumiało jej w głowie. Przygryzła wargę do krwi.
Tyk... Tyk… Tyk…
Wiedziała, że czas ucieka. Doskonale zdawała sobie sprawę również z tego, iż doprowadziła się na skraj tylko i wyłącznie z własnej winy. Gdyby nie jej chore wyrzuty sumienia, nigdy nie znalazłaby się w tej sytuacji. Wszystko byłoby prostsze - Hidan byłby zadowolony, ona zdrowa i pełna sił. A już myślała, że odrzuciła od siebie wszystkie zbędne uczucia. Niestety nie potrafiła.
To wszystko, to moja cholerna wina – powiedziała do siebie w myślach, próbując przekrzyczeć chaos, jaki nastał w jej głowie. Różne odczucia pałętały się niechciane pomiędzy synapsami wywołując u niej rozdrażnienie, bezsilność, wściekłość, a przede wszystkim – głód.
Gdybym nie była tak uparta… - pomyślała. – Gdybym tylko nie była tak uparta.
Mimo wszystko była wściekła na Hidana. Nie musiał jej wyrzucać z domu, żeby udowodnić, kto tu rządzi. Mógł załatwić to w inny sposób, pomóc jej jakoś. Jakkolwiek. Jakiś cichy, nieśmiały głosik na dnie jej świadomości szeptał, że nie powinna mieć mu tego za złe. W końcu chciał dla niej dobrze. Inna sprawa, że ona nie chciała. Bo nigdy nie było dobrze.
Przystanęła i złapała się za głowę. Czuła, jakby ktoś walił w nią młotkiem. Syknęła z bólu i upadła, tracąc na chwilę przytomność.
Noc dawno nie była tak mroczna i straszna jak tego dnia. Księżyc całkowicie przykryły chmury, a gwiazdy nie potrafiły się przebić przez ciemną zasłonę. Drobne ciało wycieńczonej dziewczyny oświetlało jedynie światło ulicznej latarni.

Zobaczył ją, gdy leżała na chodniku. Kaskada jej białych włosów sprawiała wrażenie prześcieradła, chociaż zamiast miękkiego łóżka miała pod sobą nie do końca miękki, beton. Gaara nie wiedział, czy to przez narkotyki miał przywidzenia, czy rzeczywiście jej jasna sukienka, była zbryzgana krwią, jakby wcześniej stała przy rzeźniku ćwiartującym mięso.
Ostrożnie podszedł bliżej. Nieruchoma, była tak blada i wychudzona, że przypomniała mu trupa. Schylił się powoli, by dotknąć jej szyi w poszukiwaniu pulsu. Nie zdążył nawet dobrze przyłożyć palców do tętnicy, gdy jego nadgarstek oplotły blade, kościste palce. Prąd przeszył jego ciało, jakby wysłała ku niemu ładunek elektryczny. Sapnął zaskoczony ledwo zauważając, jak przeraźliwie chłodną ma skórę. Jej dotyk był subtelny, delikatny. Mimo to, nie śmiał się nawet ruszyć. Przełknął głośno ślinę gdy otworzyła oczy. Czerwone tęczówki błyszczały słabo w świetle ulicznej latarni.
- Kim ty… - zaczął, ale ta odepchnęła go od siebie.
Czuł, jaka jest słaba, jednak w szoku opadł na ziemię. Wtedy usłyszał, że dziewczyna oddycha głośno, wręcz charczy. Całe jej ciało drżało, a ona patrzyła na niego z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Nie bój się – powiedział i znów wyciągnął w jej stronę rękę.
Ta poderwała się na nogi i ledwo stojąc, wycharczała do niego parę słów:
- Nie wolno ci podejść.
Zdawało się, że jest bliska płaczu. Ciągle się trzęsła i nie mogła utrzymać równowagi. W końcu zachwiała się i prawie upadła. Ostatkiem sił podparła się o słup miejskiej latarni. Jęknęła przeciągle, a jej białe, skołtunione włosy szurały po chodniku.
- Nic ci nie jest? – Gaara też wstał. – Ktoś ci coś zrobił?
Jej zdezorientowany wzrok omiótł jego sylwetkę. Zdawała się nawet nie wiedzieć, co do niej powiedział.
- Nie wolno ci podejść – powtórzyła, tym razem tak cicho, że ledwo usłyszał.
Gaara nie wiedział co zrobić. Stał jedynie wbity w ziemię, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Desperacja w głosie dziewczyny wywołała u niego strach. Coś w jej drobnej sylwetce mówiło mu, że powinien się jej bać. Czyżby instynkt? Może dlatego włoski zjeżyły mu się na karku.
Zawiał silniejszy wiatr. Białe włosy przysłoniły wychudzoną twarz. Mimo strachu, Gaara współczuł jej i naprawdę chciał pomóc. Podejrzewał, że została przez kogoś skrzywdzona. Pewnie miała w życiu jeszcze gorzej niż on.
- Chciałbym ci pomóc.
Na te słowa chwilę patrzyła na niego w kompletnym szoku, jakby analizując jego ruchy. A potem wybuchnęła histerycznym śmiechem i złapała się za głowę. Zacisnęła pięści we włosach. Ciągle coś do siebie mówiła, jednak tak cicho, że Gaara nie był w stanie zrozumieć.
W końcu znów na niego spojrzała. Wzdrygnął się, ponieważ poczuł się tak, jakby czerwone tęczówki przeszyły jego duszę. Znał te spojrzenie. Kiedyś, kiedy jeszcze nie był w tak ciężkiej sytuacji materialnej z Yashamaru poszli na polowanie. Taki wzrok miało zwierze, które trafili i musieli dobić, ponieważ nie zginęło od razu. Te spojrzenie było wyjątkowe. Miało w sobie wiele emocji – strach, panikę, żal i wściekłość uformowaną w jedną myśl – rozerwę cię na kawałki.
Gaara cofnął się odruchowo. Wtedy wyraz twarzy nieznajomej zmienił się diametralnie. Już nie była przerażona, ani wściekła. Stała się bezosobowa. Jakby nigdy nie posiadała uczuć.
- Mi nie można pomóc – stwierdziła oschłym tonem. – Nie waż się iść za mną, rozumiesz?
Kiwnął jedynie głową i przez parę chwil wpatrywał się w jej plecy, gdy potykając się, szła w zupełnie innym kierunku, niż on zaparkował swój motocykl. Dopiero gdy zniknęła mu z pola widzenia, może się poruszyć. I nie wie, dlaczego nie pobiegł za nią, choć bardzo tego chciał.

Zaparkował pod obskurnym blokiem w jednej z najgorszych dzielnic w Tokio. Mieszkał w nim odkąd zmuszeni byli z wujkiem się przeprowadzić. Na czwartym piętrze. Wcześniej razem z Yashamaru pomieszkiwali w jakimś domku na obrzeżach miasta. Tamten czas jednak wydawał mu się zbyt odległy i zbyt zatarty, by móc za nim tęsknić. Gaara pogodził się ze swoim losem.
Gdy wchodzi do środka czuje, że klatka schodowa śmierdzi szczynami i alkoholem. Nic nowego. Jakiś żul śpi w kącie, Gaara przechodzi koło niego marszcząc nos. 
Nienawidził tego miejsca. Pieprzonych graffiti na ścianach z których odpadała farba, schodów bez poręczy (bo rury poszły zapewne na złom) i przeklętych sąsiadów – starych alkoholików, nastoletnich dziwek i całą pozostałą familią marginesu społecznego.
Takiego, jak on sam. Pasował tu idealnie.
Yashamaru znów nie było w domu. Pewnie po raz kolejny wziął nocną zmianę. Wróci zapewne dopiero nad ranem - wykończony, prześpi się z dwie godziny i pójdzie do drugiej pracy. Jeśli nadal tak będzie, to niedługo się wykończy.
Gaara współczuł Yashamaru. Wujek wychowywał go od małego, chociaż to właśnie on był odpowiedzialny za śmierć jego ukochanej siostry, przez co nawet własny ojciec nie mógł na niego patrzyć. Dlatego rzadko widywał rodzeństwo i samego „tatusia”. To smutne, gdy rodzic odrzuca własne dziecko, ale prawdziwe.
Temari i Kankuro również nie przepadali za Gaarą. W końcu byli wychowywani w porządnym domu i chodzili do dość dobrej szkoły. On i Yashamaru ledwo wiązali koniec z końcem i mieszkali w najgorszej dzielnicy Tokio. Natomiast szkoła do której uczęszczał, raczej nie należała do najlepszych. Poza tym ćpał, palił i chlał. A oni byli grzecznymi dziećmi tatusia. Poukładani, z dobrymi ocenami; prawdziwi święci. Gaara miał ochotę coś rozwalić, gdy tylko o nich myślał.
Otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś zdatnego do spożycia. Lampka była zepsuta, bo kto by ją naprawił? Przeklął siarczyście. Niestety, lodówka świeciła pustkami. Gaara westchnął i udał się do swojego pokoju. Zrzucił z zagraconego łóżka ubrania, puste butelki, jakieś talerze i inne przedmioty. Coś się nawet stłukło. Nie przejął się tym zbytnio i padł wycieńczony na pościel, która od paru dni potrzebowała zmiany.
Myślał o tamtej białowłosej dziewczynie, wychudzonej i bladej jak trup. Co jeżeli coś się jej stało, bo on nie był w stanie się ruszyć? Dlaczego mimo tego, że chciał jej pomoc, nie zrobił tego?
Z tymi myślami i pustym żołądkiem, zasnął.

Hidan siedział w fotelu i wpatrywał się w ciemność. Wyciągnął przed siebie dłoń i zirytowany stwierdził, że nie może nic dostrzec, chociażby jej konturów. Mimo to był pewien, że drży.
Czas mijał, a ona nie wracała. Martwił się, zaczynał panikować. Zżerał go strach.
Co jeśli ją nakryli? – wciąż w myślach zadawał sobie te samo pytanie, a wyrzuty sumienia odzywały się w nim co chwila, pozostawiając po sobie niemiłe echo, dudniące pod czaszką.
Zdenerwowany wstał z fotela i podszedł do barku. Zanim jednak do niego doszedł, zdążył uderzyć się o kant niskiego stolika do kawy i coś przewrócić. Na ślepo znalazł uchwyt i pociągnął. Barek otworzył się ze skrzypnięciem. Już sięgał po czystą, gdy drzwi zostały otwarte i stanęła w nich jakaś postać.
Nie widział jej, ale wiedział, że to ona. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona go widzi pomimo ciemności.
- Nie powinieneś przesiadywać w mojej części domu. Już dawno to ustaliliśmy.
     Odetchnął z ulgą, gdy ją usłyszał. Na szczęście jej głos był, choć pełen wyrzutu i dość szorstki, silny. Już była normalna.
       - To, co przewróciłeś, to moja ulubiona rzeźba – warknęła ze złością. - Nie przychodź tu więcej.
        Co z tego, że była zła i zirytowana? W końcu była sobą! Mężczyzna dziękował za to w duchu Jashinowi. Będzie musiał się do niego pomodlić, żeby czuwał nad nią w opiece. Nawet, jeżeli jest jedynie wyznawczynią w połowie.
- I nie dobieraj się do mojego alkoholu – warknęła na niego.
Hidan jedynie się uśmiechnął.