Samobójcy i Szaleńcy
Siedział
w domu wpatrując się w brudną ścianę, od której odchodziła przeżółkła farba. Mijały
minuty, godziny, a on wciąż siedział na tej samej, starej wersalce, gdzie
poprzedniej nocy spał Yashamaru. Gdzie spałby i teraz, gdyby… Przełknął głośno
ślinę, aż zadrżała mu grdyka.
Wuj
zawsze się nim opiekował, zarabiał na ich utrzymanie. Gaara nie musiał nic
robić. Może i mieszkanie w którym żyli nie było zbyt piękne, ale miał dach nad
głową i oprócz paru nielicznych wyjątków, miał też co włożyć do garnka. Nie
chodził więc głodny. Yashamaru się o niego troszczył, chociaż ostatnimi czasy
był tak zapracowany i wymordowany spłacaniem długów, że oddalili się od siebie.
Gaara żałował, że nie spędzał z nim więcej czasu. Teraz, gdy było już za późno,
chciał zmienić przeszłość i nie pójść na tych parę imprez. Chciał z nim
porozmawiać. Chciał… Czuć, że jest potrzebny. A tylko jego wuj go w tym
upewniał.
Spojrzał
na popielniczkę leżącą na stole. Yashamaru rzadko palił, ale czasem mu się
zdarzało. Siadał wtedy, w tym samym miejscu i zaciągał się papierosem.
Yashamaru
jednak już nie było. Gaara został sam.
Naruto
potknął się o własne nogi. Na szczęście nie upadł. Był pijany, a
świat przed jego oczami kręcił się niczym w pieprzonej karuzeli.
Ledwo
zauważył, że wpadł na kogoś.
-
Uważaj jak chodzisz – warknął mrukliwie mimo, że zderzenie było jego winą.
-
Naruto Namikaze? – usłyszał zdziwiony głos.
Popatrzył
zamglonym spojrzeniem na dość wysokiego mężczyznę. Miał maskę na połowie
twarzy, lewe oko przysłaniała opaska, a szare włosy sterczały mu we wszystkich
kierunkach.
-
Nie, nie ne... Uzumaki, chyba – wybełkotał niewyraźnie. - A ty, kurwa kto? - czknął głośno. - Ninja jakiś - parsknął śmiechem.
Mężczyzna
uważnie go zlustrował. Gdy ocenił stan nastolatka, westchnął z dezaprobatą. Współczuł temu dzieciakowi.
-
Chodź ze mną – powiedział w końcu.
Naruto
zmarszczył brwi, jednak w pijanym amoku wzruszył jedynie ramionami i poszedł za
mężczyzną. W końcu - czemu nie? - może ma dla niego trochę sake?
Opuściła
swoją część domu dokładnie o zachodzie słońca. Hidan czekał na nią w salonie.
Siedział na kanapie i widząc, że zamierza wyjść, zagaił przesłodzonym tonem:
-
Kim jest Gaara?
Satsugai
przeklęła w myślach i przystanęła. Nie spodziewała się, że tak szybko jej
znajomość z tym przeklętym chłopakiem wyjdzie na jaw. Obrzuciła ojca czujnym
spojrzeniem, a szkarłatne tęczówki błysnęły złowrogo. Na Hidanie nie zrobiło to
wrażenia.
-
Zapytałem o coś – nie uniósł głosu, ale i tak odnalazła w nim groźbę.
Spuściła
wzrok niczym wystraszone dziecko, które właśnie zawiodło rodzica. Nie chciała
rozmawiać o Gaarze, ale wiedziała, że jest to nieuniknione. Prędzej, czy
później by się dowiedział. Jednak miała dość kontroli. Chciała mieć jakieś
tajemnice.
-
Dobrze wiesz, że nie wolno ci zadawać się z ludźmi, Satsugai. Chyba, że chcesz
złożyć ich w ofierze albo się nimi pożywić.
Przełknęła
głośno ślinę. Gardło palił głód. Za chwilę będzie niepoczytalna.
-
A ty nie dość tego, że łamiesz ten zakaz to jeszcze… - Hidan wziął głęboki
wdech i zniżył ton. – Przyszedł tu. Prosto do naszego domu, wiedział, jak masz
na imię.
To
wpadła w niezłe bagno. Przeklęty Gaara. Jej ojciec miał powody, by być na nią
wściekły.
-
A gdyby był łowcą? Prawdopodobnie byłabyś już martwa!
Kiedy
podniosła wzrok z podłogi, zauważyła desperację malującą się na twarzy Hidana.
Wyglądał, jakby go spoliczkowała. Być może właśnie tak się czuł. Zdradzony,
niedoinformowany, pozbawiony władzy nad jej życiem. Nie ośmieliła się nawet
ruszyć. Wewnątrz jej głowy wirowały tysiące myśli. Wiedziała, że ojciec ją
kocha i właśnie szaleje z rozpaczy. Gdy zerwał się gwałtownie z kanapy,
podszedł do niej i złapał za ramiona, patrząc prosto w oczy, miała ochotę paść
przed nim na kolana. Chciała go przeprosić, błagać o wybaczenie, obiecać, że
zrobi wszystko, co tylko zechce. Te dziwne, irracjonalne uczucie opuściło ją
dość szybko, chociaż gdzieś na dnie jej podświadomości została skrucha.
-
A gdybym cię stracił? – Głos Hidana się załamał. – Co miałbym wtedy zrobić?
Teraz
chciała napluć mu w twarz. I sobie przy okazji też, jeżeli byłoby to tylko
możliwe. Jak mogła go kochać? Jak on mógł kochać ją? Przecież są potworami!
Świat byłby bez nich lepszy. Oczywiście, pokutują za swoją naturę, ale prawda
jest taka, że nikt by po nich nie płakał. Nikt, oprócz nich samych.
-
Nic – powiedziała. – Nic byś wtedy nie zrobił.
Zraniła
go. Widziała to w jego fiołkowych tęczówkach i sposobie w jaki napiął ciało.
Teraz miała to gdzieś. Wściekłość przysłoniła jej myśli. Skupiła się na jego dłoniach,
którymi mordował. Robił to, by przypodobać się Jashinowi, by przetrwać w tym
popieprzonym świecie. Jeszcze bardziej mdliło ją to, że kochała ten dotyk, i
czuła się przy nim bezpieczna. Może dlatego, że jej ręce również były pokryte
krwią? Albo dlatego, że znała te przyjemne uczucie, gdy rozrywała swoją ofiarę?
-
Kim jest Gaara? – Głos Hidana był zimny jak lód.
Wypuścił
córkę z objęć i wrócił na kanapę, ani przez chwilę nie spuszczając z niej wzroku.
-
Nikim – odparła, łgając w żywe oczy.
Hidan
położył dłoń na szklanym stoliku i delikatnie przejechał po nim palcem. Nagle złapał go w obie ręce, po czym z wściekłością wymalowaną
na twarzy, rzucił nim o ścianę. Grube szkło pękło na parę części i runęło na
panele.
-
Gdyby był nikim, nie powiedziałabyś mu, jak masz na imię, nie wiedziałby, gdzie
mieszkasz do cholery! – warknął.
Głód
był coraz silniejszy i wzmagał wściekłość w ciele Satsuragi. Syknęła
groźnie, niczym rozjuszona kobra. Hidan zawiesił wzrok na kłach wystających z
jej ust. Wykrzywił twarz w wyrazie dezaprobaty.
-
Same z tobą problemy.
Tym sposobem rozdrażnił ją jak nigdy. Wysunęła kły i warknęła na niego niskim głosem, jak zwierzę. Hidan, widząc to odsunął się od niej w kierunku wyjścia. Poruszyła się niesamowicie szybko i pchnęła go na ścianę. Osunął się po niej ze stęknięciem - prosto w odłamki szkła. Nie czekając, aż zorientuje się w sytuacji złapała go za szyję i uniosła w górę, na wysokość swojej twarzy.
-
To trzeba było nie pieprzyć się z wampirem! – wykrzyczała wściekła. – Wtedy
nie byłoby żadnego problemu. Byłoby lepiej, gdybym się nigdy nie urodziła –
dodała ciszej. – Zawsze chciałam być człowiekiem.
Hidan
rozdziawił usta ze zdziwienia.
-
Porzuciłam te chore marzenia. Dorosłam i nie potrzebuję, by ktokolwiek kontrolował moje życie – warknęła wciąż zła. – A teraz wybacz, ale jestem piekielnie głodna.
-
Jashin mógłby złagodzić twój głód – powiedział dziwnie spokojny.
-
Tak… Za ofiary.
-
Jashin jest odpowiedzią na wszelkie nasze problemy. – Jego wzrok złagodniał,
jakby cały gniew, który w sobie trzymał go opuścił.
Wierzył
w to. W końcu był Wyznawcą. Nie, tak jak ona - połówką. Nie miał żadnych
wątpliwości, żadnej moralności. Swoją religię uważał za święta, a Jashin stał się wygodną
odpowiedzią na wszystkie pytania. Było mu łatwo zabijać.
- Wciąż mnie kusi – powiedziała i puściła ojca. – Jest natrętny. A jego obietnice zbyt
piękne.
Hidan popatrzył na ścianę. Z niezadowoleniem zobaczył, że odpadł od niej duży kawał tynku - będzie musiał to naprawić, tak jak poszczerbione panele. Satsuragi śledziła jego ruchy szkarłatnym spojrzeniem. Na jego pytanie, dokąd teraz idzie, odpowiedziała, że zjeść. Ojciec pokiwał jedynie głową i już jej nie było.
Hidan popatrzył na ścianę. Z niezadowoleniem zobaczył, że odpadł od niej duży kawał tynku - będzie musiał to naprawić, tak jak poszczerbione panele. Satsuragi śledziła jego ruchy szkarłatnym spojrzeniem. Na jego pytanie, dokąd teraz idzie, odpowiedziała, że zjeść. Ojciec pokiwał jedynie głową i już jej nie było.
Tokio
to miasto, w którym doprawdy, łatwo można znaleźć ofiarę zasługującą na
swój los. Satsuragi, mimo wszystko czuła się niedobrze po tym, jak osuszyła z
krwi nastoletniego gwałciciela. Wyrzuty sumienia zawsze przychodziły dopiero po
nasyceniu głodu. Gdy atakowała, stawała się drapieżnikiem, którego interesowało zaspokojenie własnych potrzeb.
- Jesteś po prostu wyżej w łańcuchu pokarmowym
– zwykł mówić Hidan.
Mimo wszystko Zakon zabijał potwory, które były „wyżej w łańcuchu pokarmowym”. Gdy
Satsuragi wytykała to ojcu, ten wzruszał jedynie ramionami i stwierdzał:
- Oni są całkowicie pozbawieni
człowieczeństwa. W nas jeszcze coś z niego zostało.
W
chwili, gdy trzymała w ramionach jeszcze ciepłe zwłoki zastanawiała się, czy ma
rację. Czy rzeczywiście jest w nich coś z ludzi?
Wszędzie panowała ciemność - zaułek nie był oświetlony i pachniał stęchlizną. Być może winny był temu śmietnik stojący nieopodal, który od dawna nie widział żadnej śmieciarki.
Wszędzie panowała ciemność - zaułek nie był oświetlony i pachniał stęchlizną. Być może winny był temu śmietnik stojący nieopodal, który od dawna nie widział żadnej śmieciarki.
-
Oh… Boże, Boże! – jęknęła przerażona kobieta leżąca pod ścianą.
Satsuragi
przeniosła na nią swoje spojrzenie. Czuła, że ma całą szyję umorusaną krwią,
którą właśnie się pożywiła. Na pewno nie wyglądała na bohaterkę. W końcu była
potworem i dziewczyna miała prawo do strachu.
-
Błagam cię… Nie krzywdź mnie!
Blondynka
prezentowała się żałośnie – porwana sukienka zsunięta z ramion ukazała jej piersi, a
włosy opadały na twarz zalaną krwią. Mężczyzna musiał pierw uderzyć ją w głowę. Najwyraźniej niezbyt mocno, bo nie zemdlała. A może zemdlała i dopiero się obudziła? Szczerze powiedziawszy, Satsuragi nie
obchodziło to. Miała gdzieś, że przed chwilą została zaatakowana i prawie zgwałcona, i właśnie widziała, jak morduje człowieka. Chciała jedynie, żeby się uciszyła.
-
Zrobię co zechcesz! – Blondynka wyła żałośnie. – Tylko nic mi nie rób! Prosz…
-
Zamknij się – Satsugai warknęła zła, a jej spojrzenie sparaliżowało niedoszłą
ofiarę gwałtu.
Dziewczyna
z ogłupiałą miną patrzyła na nią zamglonymi, niebieskimi tęczówkami. Wyglądała niczym trup, marionetka. To Satsugai trzymała za sznurki.
-
Odejdź – jej szept zdawał się nieść echem w opuszczonym zaułku. – I tak
nie będziesz niczego pamiętać.
Blondynka,
jakby pogrążona w amoku, wstała niezgrabnie z ziemi. Prawie przewróciła się nie
zauważając, że ma połamany obcas. Popatrzyła na Satsugai po raz ostatni i
chwiejnym krokiem odeszła.
Nie
będzie niczego pamiętać. Ani gwałciciela, ani wybawicielki.
Satsuragi
przerzuciła zwłoki przez ramię i powolnym krokiem udała się na cmentarz.
Podczas spaceru zastanawiała się, co zrobić z Gaarą. Jako jedyny oparł się mocy
jej spojrzenia.
Gdy
przekroczyła bramę cmentarza było zaledwie parę minut po pierwszej. Wokoło panowała
cisza i spokój, a ceglaną dróżkę oświetlał jedynie blask księżyca. Satsuragi na
chwilę przystanęła i zwróciła głowę w stronę nieba. Czuła się jak więzień,
skrępowana i zakneblowana przez noc. Nigdy nie widziała słońca, a poświata,
którą dawał księżyc nie wystarczała jej. Tak naprawdę, nienawidziła nocy. Nawet, jeżeli znała tylko ją i nigdy nie widziała dnia.
Wystarczy tylko jedna ofiara – szepnął
jej wewnętrzny głos, ukryty na krawędzi świadomości, potwór. – Daj Jashinowi Gaarę, a będziesz mogła je
zobaczyć.
-
Słońce – szepnęła do siebie. – Taka ma być za ciebie cena?
Była
coraz bardziej zdesperowana, a pokusa zdawała się prowadzić nią.
Pokręciła energicznie
głową i otrząsnęła się z letargu. Musiała być silna, nieugięta, musiała… Spojrzała na nogi
trupa zwisające jej z ramienia. Musiała pogrzebać ciało.
Udała
się tam, gdzie zwykle – w najodleglejszy zakamarek cmentarza, który był zarezerwowany
dla niej i Hidana. Wystarczyło tylko jedno jej spojrzenie, by nabyli ten teren.
Gdy zaczynały się niewygodne pytania, znów wystarczyło… Jedno spojrzenie.
Satsuragi przyzwyczaiła się do tego, że ludzie robią to, co im każe. Wszyscy,
oprócz Gaary.
Gdy
zakopała ciało nastoletniego gówniarza, poczuła pewną potrzebę. Coś szarpnęło nią w środku i jakaś dziwna siła zaczęła przyciągać ją do siebie. Masa sprzecznych emocji zmiażdżyła jej
żołądek. Jakby pod skórą zamieszkała rozpacz, rezygnacja i pragnienie śmierci.
Zachłysnęła się tą bezradnością i cierpieniem. Jak w amoku, poszła za nimi.
Biegła,
jakby ktoś ją gonił, szybciej niż gepard. W końcu była najznakomitszym ze
wszystkich drapieżników, a przynajmniej w połowie. Druga część jej jastectwa, była zarezerwowana dla Jashina. Gdzieś na dnie świadomości słyszała jego
śmiech, jakby był zadowolony.
Zdjął
zakurzony, stary żyrandol i rzucił go na podłogę. W jego miejscu umocował linę.
Taboret niebezpiecznie zachwiał się, gdy za bardzo przekrzywił ciało w prawą
stronę i ledwo złapał równowagę. Odetchnął ciężko i zatrzymał się na chwilę.
W
pokoju było jasno, mimo, że była druga w nocy. Przez okno wpadało światło
księżyca.
-
Pełnia – powiedział do siebie Gaara, a gorycz wypełniała jego głos. – Umrę w
pełnię – zaśmiał się zachrypniętym głosem.
Założył
pętlę na szyję, a po jego policzkach spłynęło parę łez. Kilka z nich wpadło
mu do ust. Wykrzywił je w grymasie.
-
Płaczesz, Gaara? – powiedział do siebie. – Za czym? Twoje życie i tak było
jednym, wielkim gównem.
To,
co mówili o śmierci, nie było prawdą. Wcale nie widział przed oczami obrazów
ze swojego życia, nie rozmyślał nad tym, co było wcześniej. Były tylko myśli o
Yashamaru. Po za nimi wypełniała go jedynie pustka i bezradność. Cholerne poczucie tego,
że jest nikim, że przegrał życie.
Gdy
miał już zrobić krok i zejść z taboretu wprost w objęcia śmierci, zatrzymał go
cichy głos:
-
Jesteś takim tchórzem, Gaara?
Ze
zdziwienia, aż zachłysnął się śliną. Stała w drzwiach – jej białe włosy sunęły po podłodze, a szkarłatny wzrok wyprany był ze wszelkich
emocji.
-
Satsugai? – wyszeptał.
-
Jesteś słaby, człowieku. Bardzo słaby.
Zawrzało
w nim ze złości. Jakim cudem śmiała się tak do niego zwracać po tym wszystkim, co
przeszedł? Nic o nim nie wiedziała.
-
Nie jestem słaby – warknął.
-
A więc udowodnij to.
Dopiero
po chwili zdał sobie sprawę, że cały drży i ledwo łapie oddech. Chciał żyć, ale
nie potrafił. Nie bez Yashamaru, nie przetrwałby sam. Co prawda miał niby
Naruto, ale raczej przyjaciel-ćpun na niewiele się zdawał na dłuższą metę.
-
Nie mam już po co żyć – powiedział.
Zmarszczyła
brwi i przeszyła go spojrzeniem. Nie wiedział skąd, ale doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, co starała się zrobić. Próbowała go przekonać siłą tych przeklętych, czerwonych oczu. Zaśmiał się na to.
-
Nie uda ci się – jego słowa wciąż były przepełnione histerycznym śmiechem. – To na mnie nie działa.
Gdy
zrobił krok do przodu, wystrzeliła z miejsca jak błyskawica. Zanim pętla zacisnęła się na
jego gardle przecięła linę. Gaara upadł bezładnie na podłogę i spojrzał na nią.
Stała wyprostowana na taborecie, z prawej dłoni zwisał sznur, a paznokcie
wydawały się być zbyt długie i ostre. Patrzyła na niego z niezadowoleniem
wypisanym na twarzy. Zawiódł ją.
Podkulił
pod siebie nogi i ułożył na nich głowę, niczym dziecko. Ręce złożył w pięści i zacisnął zęby.
Dyszał z wysiłku, a serce dudniło mu w klatce piersiowej.
-
Dlaczego nie pozwoliłaś mi umrzeć?! – wykrzyczał nie patrząc na nią.
-
Bo masz żyć – powiedziała. – Tak postanowiłam. Nie dam mu satysfakcji.
Zdziwiony
uniósł głowę. Satsuragi odwieszała właśnie stary żyrandol na miejsce.
-
Komu? – spytał.
Popatrzyła
na niego przez ramię zwężając oczy. Na chwilę zapomniał o Yashamaru, o całym
swoim popapranym życiu. Była tylko ona. Dziwna, na swój sposób piękna,
białowłosa dziewczyna o spojrzeniu diabła. Nie wiedział, skąd wzięła się wieź
pomiędzy nimi, ale czuł ją. Zdawał sobie sprawę z tego, że są na swój sposób połączeni. Dzięki
temu mogła go znaleźć, tak jak i on wcześniej.
Poderwał
się z podłogi i chciał do niej pobiec, ale zatrzymał go jej ponury głos:
-
Nie wolno ci podejść. – Już wcześniej to słyszał.
Wyciągnął
w jej stronę rękę, ale była za daleko, by mógł ją dotknąć. Chciał jedynie
sprawdzić, czy jej włosy były rzeczywiście tak miękkie na jakie wyglądały.
-
Dlaczego?
Zmieniła
swój wyraz twarzy. Tym razem była skupiona, skoncentrowana, a w jej oczach
zabłysnęło coś niebezpiecznego.
-
Na świecie istnieją potwory, Gaara – powiedziała poważnym głosem. – Jeżeli je
spotkasz, to za żadną cenę do nich nie podchodź.
-
Jesteś jednym z nich. – To nie było pytanie.
-
Tak.
Odłożyła
linę na kuchenny blat. Gaara stwierdził ze zdziwieniem, że jej ręce drżą.
-
Nie umieraj, Gaara – powiedziała rzucając mu jeszcze przelotne spojrzenie i wyszła.
Wiedział
już, że więcej nie będzie tego próbował.
Co ja najlepszego zrobiłam?! – ganiła
siebie w myślach.
Powinna
była go zabić, sam przecież tego chciał! Gdyby złożyła go w ofierze Jashinowi,
mogłaby spełnić swoje marzenie. Mogłaby zobaczyć słońce i choć przez chwilę…
Być człowiekiem.
-
Kurwa! – przeklęła wrzeszcząc na cały głos.
Jakaś starsza pani wyjrzał z okna i zaczęła krzyczeć, że wezwie policję. Wystarczyło jedne spojrzenie, by
wróciła do środka. Poszło tak łatwo… Nie to co z Gaarą.
-
Czemu Jashin tak bardzo chce twojej śmierci? – spytała patrząc w niebo.
Tej
nocy odnalazła na nim kilka gwiazd.
Niva
podcięła sobie żyły. Krew spłynęła po przegrubie tworząc czerwone smugi. Była
gęsta, płynęła topornie.
-
Szybciej – powiedziała, patrząc jak zaklęta na krwawe stróżki. – Szybciej –
zacisnęła zęby.
Tyle
razy pragnęła umrzeć, zamknąć oczy i nigdy więcej się nie obudzić. Zawsze miała
za mało odwagi, by to zrobić.
-
Bawisz się w samobójcę, Niva? – usłyszała zimny głos za plecami.
Odwróciła
się w jego stronę. Itachi przysłaniał swoim ciałem wejście do łazienki. Wyglądał tak, jak zawsze - spokojny, opanowany. Taki powinien być Egzekutor. Niva wciągnęła powietrze głęboko w płuca. Drżała z podniecenia.
-
Tak – uśmiechnęła się słodko, a krew spływająca po ręce nagle oderwała się od
skóry.
Czerwona
ciecz zaczęła wirować nad jej dłonią, formułować się w przeróżne kształty, tańczyć
jakiś przedziwny taniec. Brązowe oczy dziewczyny zabłyszczały złowieszczo.
-
Każdy z nas ma w sobie coś z samobójcy – powiedziała.
Krew,
niczym kobra, płynnym i zabójczo szybkim ruchem wystrzeliła w stronę lustra.
Szklana tafla rozbiła się, a jej odłamki wpadły do umywalki.
Itachi
nie wiedział, co z nią zrobić. Szkolił Nivę na Egzekutora, ale ta, zdawała się
wykazywać więcej cech Szaleńcy. Miał nadzieję, że Zakon tego nie odkryje.
Naprawdę polubił tę dziewczynę i chciał, by zajęła szanowane stanowisko.
-
Ze wszystkich samobójców, ty jesteś największą masochistką – powiedział jedynie
patrząc, jak zafascynowana podziwia rany na swoim nadgarstku.
Szaleńców zawsze się gorzej traktuje niż Egzekutorów, z wiadomych przyczyn. Wystarczy tylko spojrzeć na wyraz twarzy Nivy, gdy zatapia ostrze w swoim ciele.
Szaleńców zawsze się gorzej traktuje niż Egzekutorów, z wiadomych przyczyn. Wystarczy tylko spojrzeć na wyraz twarzy Nivy, gdy zatapia ostrze w swoim ciele.