Zapowiedź
Sasori
wpadł do domu Hidana, by zastać dziwną scenę. Cały salon tonął we krwi, z
sufitu zwisały martwe ciała – tego akurat się spodziewał po Wyznawcy. Nigdzie
jednak nie widział ciała Hidana, a Satsugai… Siedziała spokojnie na kanapie, z
nogą założoną na nogę. Wyglądała jak zwykle i zdawała się być niesamowicie
spokojna. Z wyrafinowaniem oglądała paznokcie - długie i ostre pazury. Dopiero
po chwili Saori zwrócił uwagę na trzy czarne torby, znajdujące się u jej stóp.
-
Szybko przyjechałeś – powiedziała wyprutym z emocji głosem.
Sasori zamrugał
oczami, zdezorientowany. Gdy godzinę temu odebrał od niej telefon i usłyszał
spanikowany głos, spodziewał się, że będzie zupełnie inna. Myslał, że będzie
rozpaczać, próbować zmyć krew z podłogi, ze ścian... Zewsząd.
Ona jednak
zachowywała się normalnie. Jak na nią oczywiście.
- Gdzie Hidan? –
spytał, poprawiając czerwony krawat.
Dziewczyna kopnęła
jedną z toreb. Lalkarz uniósł zdziwiony brwi, a później przez jego twarz
przeszedł cień zrozumienia.
Czarny materiał
przesiąkał krwią. Świeżą, ciemnoczerwoną krwią.
- Poćwiartowałaś
go – stwierdził sucho, posyłając jej zniesmaczone spojrzenie.
Ale w końcu on
sam chciał zrobić dokładnie to samo. W
żaden inny sposób nie dało się powstrzymać Hidana, w końcu był
nieśmiertelny. Nie spodziewał się jednak, że Satsugai zrobi to za niego. Hidan
był jej ojcem, ukochanym i znienawidzonym jednocześnie, ale… Ojcem. Sasori
często denerwował się widząc, że podąża za Wyznawcą i robi to, co ten jej każe.
Oczywiście każdy Podopieczny powinien być taki posłuszny, ale… Podopieczny
Szaleńcy nie miał nawet szansy stać się kimś innym, niż Szaleńcą. Dlatego
lalkarz walczył o prawo do opieki nad Satsugai. Pain jednak odsunął go.
Stwierdził, że ze względu na pochodzenie, Satsugai nie zostanie nikim innym,
tylko Szaleńcem.
Skreślili ją na
samym początku.
- Złamał kodeks.
– Sasori wyrwał się z zamyślenia i patrzył, jak Satsugai wstaje z kanapy i rusza
ku niemu. – Zabił trzy kobiety, które wcześniej zgwałcił. Nie uszanował ofiary.
Poza tym – spojrzała mu prosto w oczy – nie spełniały warunków. Sprawdziłam je.
Każda z nich była matką, dwie miały mężów, jedna była rozwiedziona. Wszystkie
pracowały w jednym urzędzie skarbowym i raczej mało prawdopodobne, żeby
którakolwiek z nich była mordercą, gwałcicielką czy pedofilką. – Jej oczy były
puste. – Miałam prawo to zrobić, prawda? Zakon mnie nie ukaże.
Sasori westchnął
i poczochrał ją po włosach, jak małe dziecko. Zdziwił się, gdy pozwoliła mu na
to, nie syknęła, ani nie odsunęła się od niego. Przeciwnie – przylgnęła do jego
sztucznej dłoni. Jakby była już po prostu zmęczona tym wszystkim.
- Nikt cię nie
ukaże. A jeżeli ktoś by chciał, to będzie miał ze mną do czynienia.
Satsugai
spuściła głowę, gdy Lalkarz zabrał rękę z jej włosów, jakby chciała ukryć
twarz. Wyglądała jak zagubione dziecko. Sasori chciał jej dać chwilę
wytchnienia, odpoczynku od tego całego bagna, w szczególności gdy wyglądała tak
niewinnie i krucho jak teraz.
Nie mógł jednak.
Po jej telefonie
dostał wiadomość. Wiadomość o ceremonii Włączenia Podopiecznych. Nigdy nie
działo się to tak wcześnie, jednak… Coś się stało. Pain na razie nie chciał nic
mówić, Sasori jednak przeczuwał, że nadejdą ciężkie czasy.
Za szybko kazali ci dorosnąć – pomyślał
jedynie i oznajmił:
- Musimy się
zbierać. – Dziewczyna uniosła głowę. – Pain wyznaczył spotkanie.
- Wielki Mistrz?
- Czas, byś ty i
pozostała dwójka Podopiecznych dołączyła do Zakonu.
Tonął w piasku, a głosy były coraz bliżej i bliżej.
Ciągle krzyczały jego imię. Jakby chciały wyryć je we wspólnym wrzasku i otulić
nim Gaarę. Entropia w jaką popadł ciągnęła go na dno własnej osobowości.
Rozrywała jego duszę.
Piach był wszędzie.
Wypełniał jego usta i nos, wchodził pod paznokcie,
osiadał na rzęsach.
A głosy nie milkły. Każde ziarnko krzyczało tylko
jedno.
Gaara.
Gaara…
Nie było ucieczki. Wykopano mu grób za życia i
zasypano go, gdy jeszcze oddychał. Piasek miał robić za nowy tlen.
Gaara zerwał się
ze snu cały spocony.
Znów.
Usiadł trochę za
szybko, o co zauważył dopiero, gdy zakręciło mu się w głowie. Kątem oka dostrzegł jakiś zamazany kształt,
jakby postać, stojącą w drzwiach jego pokoju.
- Yashamaru? –
wyszeptał zdezorientowany.
Poczym wróciła
mu ostrość widzenia. Krzyknął przerażony.
- Witaj. - Usta
nieznajomej kobiety wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, zza górnej wargi
wystawały dwa, podłużne kły. – Czy to przekąska? – zadrwiła, a w jej oczach
pojawił się niebezpieczny błysk.
Jej oczy…
Gaara starał się
w nie nie patrzeć. Białka miała czarne, a źrenice czerwone. Jej cera była
chorobliwie biała, prawie że szara, aczkolwiek nie przeszkadzało to w odbieraniu
jej jako atrakcyjnej kobiety. Istoty tak pięknej i przerażającej za razem,
chłopak jeszcze w życiu nie widział.
Kobieta miała
białe włosy, spięte w wysoki kok i ubrana była w zwykłą, prostą sukienkę na
ramiączkach, wykonaną z jakiegoś zwiewnego, krwistoczerwonego materiału. Jej
stopy były bose, a paznokcie… I u rąk i u nóg bardziej przypominały pazury.
Gaara zerwał się
z łóżka, czując ogarniający go strach. Irracjonalne uczucie zawładnęło jego
synapsami i teraz w głowie miał tylko jedną myśl, słowa które usłyszał od
Satsugai:
Na świecie istnieją potwory, Gaara. Jeżeli je
spotkasz, to za żadną cenę do nich nie podchodź.
Czy to o niej
mówiła?
Gaara nie miał
zamiaru podchodzić do kobiety. Omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie w
poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu posłużyć do obrony. Na biurku leżały jedynie
jakieś zeszyty i długopisy. Przecież długopisem nic by jej nie zrobił!
- Nie martw się
– usłyszał. – Nie przyszłam tu po to, by cię zabić.
Jej głos był
bezosobowy, mówiła jak automat. Jakby nie posiadała uczuć. Gaara nie potrafił
wykrztusić przy niej ani słowa.
- Przyszłam
porozmawiać o mojej córce. A raczej przekazać jej wiadomość. – Kobieta na szczęście
stała w miejscu i nic nie wskazywało na to, by miała do niego podejść. – Zapach
Satsugai roznosi się po całej tej dziurze. Jest też na tobie.
Serce Gaary o mało
co nie wyskoczyło z piersi, gdy usłyszał jej imię.
- Nie wiem dlaczego
moje dziecko wybrało akurat ciebie, przebrzydłego Łowcę od Światłych, ale to
jej zmartwienie. Gdy do ciebie przyjdzie przekażesz jej ode mnie wiadomość,
więc słuchaj uważnie, inaczej cię zabiję.
Wiedział, że nie
żartuje. Z jej ust zniknął uśmieszek, a na twarz nałożyła poważną maskę.
Gaarze udało się
kiwnąć głową w niemym geście potwierdzenia.
- Powiedz, że
nadchodzi wojna, i że będzie musiała wybrać, któremu Bogowi będzie służyć, a
czasu jest niewiele.
Tysiące pytań
wybuchło w głowie chłopaka, prawie zwalając go na nogi.
Jaka wojna? Jacy Bogowie?
W umyśle Gaary
przewijało się ciągle:
Poootwory… Poootwory…
- I jeszcze
jedno. – Nieznajoma oblizała kły. – Powiedz, że chcę Hidana.
Chwilę patrzyła
jeszcze na Gaarę, po czym odwróciła się i jakby nic się właśnie nie wydarzyło –
wyszła z pokoju.
Gaara opadł na
łóżko.
Co tu się dzieje? – pomyślał.
Strzelista katedra
wyglądała tak, jakby topiła się w mroku nocy. Tylko dzięki swojemu
nadnaturalnemu wzrokowi Satsugai mogła dostrzec abstrakcyjne płaskorzeźby,
splecione w uścisku jasnym monochromatycznym marmurem. Dwie wierze górowały nad
kamiennym kompleksem, a ich wątłe sylwetki zakończone ostrymi kopułami, zdawały
się przecinać niebo.
Satsugai aż
zaparło dech w piersi. Budowla przytłaczała ją swój potęgą i pięknem. Styl w którym została wykonana, znała jedynie
z obrazków i telewizji, gdyż pochodził z Europy. Czegoś tak odmiennego od
shintoistycznych świątyń Satsugai zupełnie się nie spodziewała. Nie wspominając
już, że nigdy do głowy by jej nie przyszło, iż siedziba Zakonu Brzasku okaże
się rzeczywiście – katedrą.
Był to wyraz
pychy, zwykła groteska. Jakby Akatsuki zamierzało przekazać w ten sposób Łowcom
– „najciemniej jest pod latarnią”. Raczej nikt by nie pomyślał, że siedzibą
potworów może być klasztor, na dodatek chrześcijański. Z tego powodu afirmacja
tego pomysłu mogła wydawać się Wielkiemu Mistrzowi właściwa. Umieścił serce
organizacji tam, gdzie nikt nie spodziewał się go znaleźć. Bo… kto by szukał
przymiotów Szatana w objęciach samego Boga?
- To nawet
zabawne. – Satsugai rzuciła do otwierającego bagażnik Sasoriego. – Nawet bardzo
zabawne.
Lalkarz posłał
jej słaby uśmiech.
- Kiedyś ta
pycha zaprowadzi nas do grobu – stwierdził, wyciągając torbę. Satsugai zabrała
ją od niego. – W Akatsuki wszystko takie jest – zabawne i pyszne. Poczynając od
samej nazwy, a kończąc na tym przeklętym miejscu.
Po twarzy Satsugai
przemknął cień zrozumienia.
Zakon Brzasku… Sama ta nazwa ociekała kpiną. Mordercy
przestrzegający śmiesznego kodeksu nie mogli być w końcu nazwani zakonnikami.
Nie składali żadnych ślubów, oprócz jednego – wierności organizacji. Przywłaszczyli
sobie poranek, mimo że tej pory dnia najbardziej nienawidzili.
- Zwykła
groteska. – Satsugai wzięła kolejną torbę od Sasoriego. – Albo kpienie z losu,
który nas takimi uczynił.
- W większości…
- Sasori postawił kolejną torbę na ziemi. – Sami to sobie zrobiliśmy. – W jego
głosie słychać było smutek.
Lalkarz zamknął
bagażnik i ruszył pierwszy, ku ogromnym bramom katedry.
Wnętrze także
zupełnie zaskoczyło Satsugai, nawet bardziej niż katedralna obudowa tego…
Zepsutego przez współczesność miejsca? Po monumentalności pozostały jedynie
rzeźbione kolumny i marmurowa posadzka. Nawet ściany zostały pokryte jakimś
dziwnymi, czerwono-czarnymi fakturami. Na paru z nich widoczne były ekrany
monitorów, poza tym… miejsce było praktycznie puste. Żadnych mebli, żadnego
wystroju, niczego… Oprócz zbiorowiska ludzi, ustawionych w okrąg, w którego
środku stały dwie osoby. Wszyscy oprócz nich byli ubrani w płaszcze zakonu -
czarne z czerwonymi chmurkami. Niektórzy mieli także założone słomiane
kapelusze z dzwoneczkami.
Satsugai w
swojej białej sukience, czuła się zupełnie nie na miejscu. Na szczęście Sasori
i ta nieszczęsna dwójka (zapewne pozostali Podopieczni) też nie mieli na sobie
płaszcza. Każde z nich jednak ubrane było w jakieś ciemne stroje, a chłopak
wydawał się… Groteskowy? Pasował do tego miejsca, w swojej eleganckiej koszuli
i spodniach z epoki Wiktoriańskiej. Miał takie same oczy jak ona, choć nieco
węższe – jego tęczówki były czerwone, a przez twarz ciągnął się krwisty znak, wysuwał
się spod czrno-białej grzywki i kończył się na wysokości ust. Stał sztywno i
był niesamowicie poważny. Jego zupełnym przeciwieństwem była dziewczyna obok. Na
oko, nie mogła mieć jeszcze skończonych 16 lat, a jej ciemno-blond włosy
wyglądały niczym naelektryzowane. Widać było, że próbowała je spiąć, jednak nie
za bardzo jej to wyszło. Ubrana w jakąś szarą sukienkę i z wyrazem kompletnego roztargnienia
na twarzy zdawała się być idealnym kandydatem na Szaleńcę. Satsugai wiedziała
jednak, że dziś tylko ona dostanie taki tytuł. Pozostała dwójka miała stać się
Egzekutorami.
Pośród
czarno-czerwonych postaci, Satsugai udało się dostrzec blond kitę, wychodzącą
spod słomianego kapelusza.
Deidara! – pomyślała.
Przyjaciel
machnął do niej lekko, jednak nie odwrócił się w jej stronę.
- Kazaliście nam
na siebie długo czekać. – Głos doszedł do Satsugai, zanim jeszcze postawny
mężczyzna wyszedł zza filaru.
Dziewczyna
wiedziała kim był, chociaż nigdy go jeszcze nie widziała. Wielki Mistrz. Nie mogła oderwać oczu od jego kolczykowanej twarzy.
Zdawało jej się, że metal zajmuje jej większą część.
Satsugai
ścisnęła mocniej rączkę torby, po czym długo się nie zastanawiając, rzuciła ją
na podłogę i kopnęła. Torba sunęła prosto w kierunku stóp Paina. Dziewczyna
zauważyła, jak stojący obok niej Sasori wzdrygnął się.
Nie było już
odwrotu.
Pain zatrzymał
torbę nogą, poły czarnego płaszcza odsłoniły granatową nogawkę.
- Myślę, że
wiesz, co jest w środku – Satsugai spojrzała na niego wyzywająco i dokończyła:
- Mistrzu.
Sasori aż
wypuścił pozostałe dwie torby z rąk. Te uderzyły o podłogę z chrzęstem i
plaśnięciem.
Wtedy Deidara wybuchnął
śmiechem. Wszyscy zwrócili głowy w jego kierunku.
- Widać, że
nadajesz się tylko na Szaleńcę, Satasugai – powiedział, a w jego głosie słychać
było rozbawienie.
Pain zmroził go
wzrokiem , na co ten od razu umilkł. W katedrze zapanowała przeraźliwa cisza.
Wielki Mistrz znów przykuł swoją uwagę, gdy pochylił się nad torbą, otworzył
suwak i… wyjął z niej odciętą głowę.
Nikt nie ważył
się odezwać, nawet Satsugai. Pain oglądał głowę dokładnie. Okrwione, siwe włosy
i rozbiegane oczy, a także usta. Hidan nie mógł mówić, gdyż dziewczyna specjalnie
ucięła głowę przy samym początku szyi. Mimo to, Wyznawca poruszał ustami, jakby
chciał wypowiedzieć jedno słowo. Satsugai przyjrzała się dokładnie ruchom warg.
Po jej plecach przeszedł l dreszcz, gdy odgadła co chciał przekazać:
Jashin.
- Głupiec zawsze
będzie wierny swojemu bogowi. – Wielki Mistrz włożył głowę powrotem do torby i
zamknął ją. – Hidan zostanie ukarany za nieprzestrzeganie kodeksu. Spędzi sto
swoich marnych lat zakopany w częściach pod ziemią, aby nie mógł się
zregenerować.
Satsugai nie
spodziewała się, że wyrok padnie tak szybko i będzie tak długi. Nie dała po
sobie poznać smutku po utracie ojca i zachowała kamienną twarz.
- Zaczynajmy
więc ceremonię Włączenia Podopiecznych do Zakonu.
_________
Na razie tyle. Wiem, że 5 rozdział krótki, ale kończy się w idealnym momencie dla fabuły, więc musi taki zostać. No i wiem, że dawno tu niczego nie było, ale w końcu się zebrałam i napisałam (klasa maturalna zabija).
Za błędy przepraszam, jeszcze tego rozdziału za bardzo nie sprawdzałam.